poniedziałek, 14 października 2013

Kolej Miast Śląskich

Powstała w 1890 roku łącząc Bielsko przez Cieszyn z Frydkiem i dalej, aż do morawskiego Kojetina. Tras biegnie wśród gór, pociąg wspina zboczami się prawie na szczyty, aby za chwilę zjechać do doliny, a potem znowu w górę - okrążając co większe wierzchołki - jak na przykład Radhost. Po podziale Śląska Cieszyńskiego linia znajduje się na terenie Polski i Czech. 
Na terenie Polski pociągi nie jeżdżą od czterech lat, budynki stacyjne są w ruinie, a i trakcję zdążono częściowo rozkraść. 


Na terenie Czech jeżdżą regularnie malutkie, motorowe pociągi (jeżdżą także nowoczesne Elefanty) skomunikowane na większych stacjach z innymi połączeniami. 

Na dworcach pociągi witają i żegnają zawiadowcy (głownie płci żeńskiej) w czerwonych czapkach i czerwonymi lizakami, poza tym rosną kwiaty w doniczkach. 


Kiedy pociąg musi poczekać na nadjeżdżający z drugiej strony, maszynista idzie na lody, a konduktor informuje podróżnych, że mogą iść do bufetu, gdzie można coś zjeść, a nawet napić się piwa. Dlaczego u nas tak nie może być?


środa, 2 października 2013

CIESZYN W SZEŚĆ GODZIN



Pytają się różni: jak można Cieszyn zwiedzić w sześć godzin? Oto, jak radzę:
Jeśli przyjedziemy do Cieszyna komunikacją publiczną, to od razu zauważymy, że czterdziestotysięczne nie ma żadnego dworca: wyremontowany dworzec autobusowy niedawno rozebrali, a kolejowy ogrodzili drutem, żeby się całkiem nie rozleciał. Należy zamknąć oczy (ja zamykam ze wstydu za moje miasto) i uciekać szybko w przed siebie, grunt, żeby pod górę i na południe. Po chwili można otworzyć oczy, potem będzie już tylko lepiej.

BOŻATKA I INNE PRZYJAZNE DUCHY

Pani Gawlasowa mieszkała w malutkiej drewnianej, chatce położonej nad kanałem Młynówka i połączonej z ulicą Przykopa drewnianym mostkiem. Co wieczór nalewała mleka do miseczek i zostawiała je na noc. "To dla Bożatek" - mówiła. Rzeczywiście, rano miseczki były puste i mleko wypite - co jest najlepszym dowodem na istnienie Bożatek (albo Bożątek). 

wtorek, 1 października 2013

ZIEMIA OBIECANA W CIESZYNIE





Film Andrzeja Wajdy "Ziemia obiecana" kręcono w Cieszynie - miejscowy teatr bardzo nadawał się do udawania przybytku Melpomeny w drapieżnej, złej i wczesnokapitalistycznej Łodzi z XIX wieku. Tak więc scenę w teatrze nakręcono w Cieszynie. Potrzebowano statystów i ogłoszono, że szukają chętnych - zgłosiła się młodzież szkolna, między innymi niżej podpisany.  Na plan stawili się także różnego autoramentu menele, beskidzkie córy Koryntu i cieszyńscy szlifierze bruków. Ponieważ osoby te odznaczały się na ogół twarzami o dość szczególnej ekspresji, drudzy reżyserzy (Andrzej Kotkowski i Jerzy Obłamski) uznali, że wyraz tych twarzy w znakomity sposób odzwierciedla stan ducha łódzkiej burżuazji spędzającej wieczór w teatrze i usadzili ich bardzo blisko kamery. Jak również poprzebierali w eleganckie ubiory z drugiej połowy XIX. w., pozakładali plastrony, a także poprzyklejali wąsy i bokobrody. Ponieważ praca w filmie to głównie czekanie, a że płacili nieźle (w każdym razie na flaszkę i zagrychę wystarczyło), więc podczas przerw w zdjęciach wszystkie knajpy, mordownie i speluny w pobliżu zaludniły się eleganckimi postaciami z Reymonta chlejącymi wódę i piwsko pod śledzika i jajko w majonezie. Aż w końcu przyszedł czas, kiedy "Ziemię obiecaną" pokazano w kinie "Zacisze" w Cieszynie. Jest w filmie scena, kiedy bohaterowie przy pomocy lornetki oglądają twarze łódzkiej burżuazji siedzącej w teatrze opatrując je stosownymi komentarzami na temat jej bogactwa. Ponieważ Cieszyn jest małym miastem i wszyscy się znają - proszę sobie wyobrazić komentarze w stronę ekranu: "To je Francek!", "A to Rudi spod Floriana", "Co moja baba tu robi...", "To stara Tomiczkula jeszcze  żyje?".

PS. A ten facet, który mnie zasłania na zdjęciu to Daniel Olbrychski.

O TATUSIU



CIESZYN KONTRA KOZY

 
Lata sześćdziesiąte, rzecz działa się na stadionie Klubu Sportowego Stal Cieszyn, do którego przylega basen miejski.   Odbywał się mecz piłki nożnej Klasy A, w którym stawką był  awans do Ligi Okręgowej. Gospodarz, czyli KS Stal Cieszyn podejmował  Ludowy Zespól Sportowy Kozy. Przeciwnik to był groźny, ale KS Stal Cieszyn miał w swoich barwach snajpera o nazwisku Tatuś. Onże Tatuś wyglądał tak, jak  się nazywał: brzuszek, łysinka, w leciech około czterdziestu. Za to kop! Nie było mocnych na Tatusia, jak trafił w światło bramki - golkeeper nie miał szans. Rzecz w tym, że nie zawsze trafiał - mówiono, że przerwano kiedyś mecz z Wichrem Kaczyce, bo Tatuś tak walnął, że piłka przeleciała na czeską stronę, jako ze stadion KS Stal Cieszyn znajdował się tuż nad graniczną Olzą. I w meczu z Kozami Tatuś dostał podanie (nie fatygował on się specjalnie bieganiem , tylko czatował statecznie pod bramką przeciwnika czekając okazji), walnął co sił i piłka przeleciała aż na graniczący ze stadionem basen. Zamknięty, bo mecz odbywał się około Wielkiej Nocy. No to pobiegli na basen, żeby tę piłkę odnaleźć (drugiej nie było), przełażą przez płot, a tu - dwa brytany zęby szczerzą i za portki ciągną. Co było robić, trzeba było iść do miasta, kierownika basenu szukać, żeby klucze przyniósł, basen otworzył, psy ujarzmił i piłkę wydał, aby mecz pomiędzy Cieszynem a Kozami był rozstrzygnięty. Ale w domu go nie ma, mówią, że poszedł do kościoła na gorzkie żale, ale w kościele też go nie ma. W końcu go znaleźli: w Centralce (taki lokal pierwszej kategorii) siedział i z księdzem proboszczem, aptekarzem i kuśnierzem w brydżyka grał. Roberka skończył, proboszcz poszedł odprawić Drogę Krzyżową, kierownik otworzyć basen i wydać piłkę, a aptekarz i kuśnierz zostali w Centralce dalej pić. Wyniku nie pamiętam.

DROGA NA CMENTARZE ŻYDOWSKIE




Na cmentarze żydowskie idzie się schodami ulicą Hażlaską (od miejscowości Hażlach), stromo wzbijającą się w górę, opartą z jednej strony o mur dawnego cmentarza katolickiego przy Kościele św. Jerzego, a z drugiej o schody  z domami  z wychodzącymi na zewnątrz tarasami. Jak w wielu miastach, tak i tu cmentarze ulokowano na górze, w bliskim sąsiedztwie trzy: katolicki i dwa żydowskie. Wychodzimy na ostatni taras, jeszcze tylko sto metrów ostro w górę - i już widzimy po lewej stronie rozwalający się dom i mur zamknięty bramą na ogół zabezpieczoną drutem - zamiast kłódki.

ZE WSPOMNIEŃ OKUPANTA




To było o drugiej w nocy. Obudził mnie dźwięk mielonego żelastwa, podbiegłem do okna i zobaczyłem niekończący się sznur czołgów z czerwonymi gwiazdami na pancerzach przejeżdżający przez most na Bobrówce.
Następnego ranka babcia Weronika obudziła mnie wcześnie: "Idź do Lorka (to taki sklep spożywczy) i kup 10 kilo mąki, 5 kilo cukru, 2 kilo słoniny i 8 kostek masła! I magi, budyniu i kisielu!" No co mój tata: "Babciu, ale po co tyle tego?" "Dwie wojny światowe przeżyłam i wiem co robię!" - odpowiedziała babcia Weronika.