wtorek, 13 grudnia 2016

JEŻ NA PSY

Z kim cieszyniacy chodzili dawniej do kościoła (katolickiego) i co ksiądz na to:


Cyt. wg.: Michael Morys - Twarowski, Sytuacja wyznaniowa w Cieszynie od 1848 do 1948 roku, w: Dzieje Cieszyna, Tom 3, Cieszyn 2010, s. 115

poniedziałek, 5 grudnia 2016

SMUTEK FRANZA JOSEFA



Święci bez głowy, cesarz bez szpady i patentu tolerancyjnego, szlachcic bez rąk - w końcu inny cesarz, z którego pozostał kawałek twarzy, a niej smutne oczy. To lapidarium nieaktualnych, zdetronizowanych i zdesakralizowanych pomników mieszczące się w parku muzeum w Cieszynie.

A ten cesarz to Franz Josef - twarz jest jednym z nielicznych zachowanych fragmentów pomnika wystawionego w Lasku Miejskim w Cieszynie  kilka lat przed I. Wojną Światową i ostatecznym upadkiem cesarstwa Habsburgów. Cesarz chyba lubił Cieszyn, skoro odwiedził go cztery razy (a taki Kraków tylko trzy): a to przy okazji manewrów, a to aby otworzyć budynek sądu i więzienie, a to - i za to najbardziej cesarza lubię - aby odwiedzić synagogę. W każdym razie pomnik cesarza po odzyskaniu niepodległości i włączeniu połowy Cieszyna do Polski rozebrano, a właściwie potłuczono. Zawsze myślałem, że zrobiono to w akcie nadmiernego patriotyzmu, objawiającego się niszczeniem śladów cudzej przeszłości  , ale ostatnio dowiedziałem się, że dokonano tego na polecenie Komisji Alianckiej, która w latach 1919 - 1920   sprawowała kontrolę nad Śląskiem Cieszyńskim. Może dlatego, aby postawić kropkę nad i - przypieczętować zwycięstwo w wielkiej wojnie rozbijaniem pomników. W każdym razie cokół pozostał, nieco germański w charakterze, a że cokół bez pomnika nie ma sensu, no to postawili  na tym miejscu pomnik Mieszka, pierwszego  księcia cieszyńskiego, który podobno istniał.   A resztki cesarza schowali w piwnicy muzeum.

Potem przyszła druga wojna, więc  Mieszka rozebrali, a na cokole miał stanąć Adolf Hitler. Ale nie zdążyli, bo Niemcy przegrały wojnę i po kilkuletniej przewie Mieszko wrócił na osierocony po Franzu Josefie cokół. I tak sobie stoi do dziś.
Kiedy miasto Cieszyn dzieliła granica, to wyjeżdżających z i wjeżdżających  do Polski żegnały i witały po polskiej stronie dwa pomniki - jeden przedstawiający wściekłą niewiastę z mieczem w dłoni skierowanym w stronę Czech, a drugi przedstawiający piastowskiego woja świeżo po postrzyżynach (jak z legendy o Piaście Kołodzieju), patrzącego spode łba na przybyszy. Na szczęście granicy już nie ma, a miecz w rękach niewiasty może wskazywać co najwyżej drogę do knajpy po czeskiej stronie.


Tylko w oczach Franza Josefa odbija się smutek. 

Pomnik Franza Josefa  



Pomnik Mieszka I (przed wojną)

Fotografii pomnika Mieszka I w aktualnym stanie  nie zamieszczam, bo można przyjechać do Cieszyna i samemu zobaczyć. 

Źródła fotografii:

http://cieszyn.fotopolska.eu/94827,foto.html?o=b174193&p=1
http://cieszyn.fotopolska.eu/601043,foto.html

Więcej o historii pomnika: http://www.cieszyn.pl/?p=categoriesShow&iCategory=2490

TARGI STAROCI

Przez pomyłkę niewyrzucony kawałek plastiku o wymiarach 4,5 x 3 cm sprzed 38 lat; pamiątkowa plakietka. Odbywało się to bodaj raz w roku w sali Domu Narodowego (który chyba się jeszcze wtedy nazywał Dom Kultury) na Rynku, sława i renoma cieszyńskich targów staroci przyciągały hobbystów z całej Polski, nawet Wisławę Szymborską i jej partnera,  Kornela Filipowicza (on przeca też cieszyniok). 

środa, 2 listopada 2016

PIWOWARZY I ROBOTNICY Z CIESZYŃSKIEGO BROWARU

Piwowarzy, mechanicy i robotnicy cieszyńskiego browaru. Zdjęcie z połowy lat pięćdziesiątych, a ten postawny mężczyzna z papierosem w ręce to mój dziadek, mgr inż. Jan Wojtyła, kierownik "Żywieckich Zakładów Piwowarsko - Słodowniczych - Browar w Cieszynie" w latach 1950 - 1963. Tak to się wtedy nazywało, ale dziadek - mimo skromnie brzmiącej nazwy "kierownik" był bossem i szefem całego cieszyńskiego browaru.
Nie nazywajcie piwowarów, mechaników i robotników obrzydliwym słowem "browarnicy".

czwartek, 22 września 2016

CZOPKI NA PIWIE CZYLI CZESKA ESENCJA



Słowa "czopka" w tytule nie znaczy czopka lekarskiego, ani nie ma nic wspólnego z czapką w wersji gwarowej - pochodzi od czeskiego "czepować" czyli nalewać piwo. Słyszałem, że powinno się robić to przez 20 minut, a na dobrze zrobionej " czopce" powinna leżeć moneta 1-koronowa i nie wpaść do środka.  
Kiedyś, z ćwierć wieku temu, popełniłem faux-pas - zamówiłem w Czeskim Cieszynie piwo, barman czepował długo, z dumą przyjrzał się misternie wyrzeźbionej czopce, wszystkim jej kształtom i z żalem oddał owe dzieło sztuki mnie do wypicia. A ja spragniony, zdmuchnąłem tę czopkę i jąłem, gul, gul,  pośpiesznie wlewać Radegasta w gardło. Na co zgorszony kamrat do  barmana "Podziwej sie, Franta, tyś mu zdelal taką piekną czopkę, a on ją sfuknął!". Do dziś się tego wstydzę.  


To doskonałe w swej efemeryczności rzeźby. Powstają, jak Afrodyta, z piany - tylko nie morskiej, ale piwnej. Akt twórczy (czepowanie) trwa około kwadransa, ale może i dłużej. Postawione przed konsumentem, przez chwilę prezentują swe bogactwo formy, Po czym w raz z ulotniamiem się dwutlenku węgla ich forma zaczyna stawać się coraz bardziej obła i płaska, aż w końcu znikają wraz ze swym cokołem albo postumentem (czyli piwem właściwym) w gardle i brzuchu spragnionego ożralca. Zazrak se kona, cud stworzenia się zdarza, a dzieło trwa kilka minut.





środa, 3 sierpnia 2016

PAŚĆ NA MYSZY


Wiem, że zdjęcie jest do kitu, ale tylko takie udało mi się zrobić, a obiekt wart jest upowszechnienia. Nie stworzył go Tadeusz Kantor, ani inny z wielkich artystów XX wieku, tylko Ludwik Kubaszczyk z Koniakowa: paść (czyli pułapka) na myszy - chytry drewniany korytarz nęcący mysz, na którą czeka ostateczny argument w postaci górskiego kamienia. Powstał w latach 70/80-tych ubiegłego wieku, eksponat z wystawy "Zrób to sam" w Muzeum Śląska Cieszyńskiego w Cieszynie. 

piątek, 4 marca 2016

CIESZYŃSKA INFEKCJA POETYCKA

Miasto Cieszyn ma - co oczywiste ze względu na jego wielokulturowość - moc infekowania twórczego.   Przykładem może być przypadek  reportera z Warszawy, Pawła Tomczyka, który podczas pobytu w Cieszynie zaniemógł na żółtaczkę i podczas kuracji w cieszyńskim szpitalu zapadł na Cieszyn, jak się wyraził. Efektem owej infekcji a potem kuracji jest poniższy wiersz Pawła Tomczyka o Cieszynie, bardzo dobry zresztą.  

Wagon numer 4.

Gołębnik,
dom ptaków pokoju między narodami
(Pokój bez aneksu!) opodal Łodzi  
(Obaczyta tramwaj co bez koni chodzi!).
 Na krańcówce stanął.
Działce… Działać przestał.
W oknach zbrakło szyb,
 w drzwiach nie było drzwi.
Do maszynerii dostęp wolny.
Korbki już nie ma by poruchać.
Gołębie wzbiły stado w lot.
Gruchot bez dzwonka, trup bez ruchu.
Banalnie tylko cisza dzwoni.
Ring!… Ring!… Ring!… Ringhoffer!…
(Ucho natężam ciekawie)
Oberring!… Zgrzyt szyn
(Ol… zaaa!… Ol… zaaa!… Ol… zaaa!…)
Demelplatz!… Jęk szyn
(Oool… za!… Oool… za!… Oool… za!…)
Schlossgasse!…  Śpiew szyn
(Ol… za!… Ol… za!… Ol… za!…)
Most nad Olzą!…

Cieszyn…

czwartek, 11 lutego 2016

MOST ZAMKOWY


Most na Olzie w Cieszynie pod Zamkiem, granica PRL i CSSR, sierpień 1968. Widok od czeskiej na polską stronę, zgromadzeni po czeskiej stronie spoglądają na czołgi wojsk Układu Warszawskiego wjeżdżające do Czechosłowacji. Polskie wojsko, niestety, też,
Dla symetrii inne wspomnienie. 10 listopada 1982, jestem w Cieszynie, telefon do Mamy, która wesołym głosem: "Wiesiu, Wiesiu, przed chwila podali, że umarł Breżniew!". I jeszcze weselej: "A Czesi już zdążyli się oflagować, idź zobacz!". Sprawdzam, rzeczywiście, spiker w radio i TV obwieszcza, że KC KPZR z bólem i żalem etc. etc. No to lecę, u nas w Polsce nie ma jeszcze nic na ulicach, żadnych flag żałobnych ani narodowych, nic. Trudno się dziwić, Breżniew ledwo ostygł. Podbiegam na koniec ulicy Armii Czerwonej, patrzę na czeską stronę: a tam czarno, czerwono, biało-czerwono z niebieskim trójkątem w środku, w ogóle - oficjalna żałoba i rozpacz. Ale mieli refleks! Jak oni to wszystko w kilkadziesiąt minut zdążyli przygotować?

A może to Czechosłowacy załatwili Breżniewa? Wszystko to być może, choćby i tak, że mu Gustaw Husak z Lubomirem Sztrougalem polali beherowki, zmieszali z miętowym fernetem, a na koniec dobili słowacką borowiczką. Każdy by od tego kipnął, a co dopiero Breżniew.

Zdjęcie z Facebooka użytkownika Děda Milan.

piątek, 1 stycznia 2016

POCIĄGIEM Z POLSKIEGO DO CZESKIEGO CIESZYNA

Jest, wreszcie! Po sześciu latach uruchomili komunikację kolejową pomiędzy polską a czeską częścią miasta Cieszyn. Mało tego - z Cieszyna (tego polskiego) można dojechać czeskim pociągiem do samego Frydka-Mistka w Czechach. A właściwie do Frydka, bo tam jest dworzec, a jak mnie objaśniła niewiasta w sklepie we Frydku, ci ze śląskiego Frydka do morawskiego Mistka przez rzekę Ostrawicę nie chodzą. I w ogóle to ostatnio pociąg z tego dworca w polskim Cieszynie odjechał do  Frydka ponad dziewięćdziesiąt lat temu.

No to musiałem pojechać. Najpierw przedarłem się przez zwały czarnego błota i zrujnowany dworzec do czyściutkiego, nowiutkiego i wypasionego czeskiego pociągu. Trzeba kupić bilet, w ruinach dworca, ani na kupach błota żadnej kasy ani automatu nie było. Ale jest czeska konduktorka - no  to ja do niej, żeby mi sprzedała bilet do Czeskiego Cieszyna. A ona, wyraźnie zniesmaczona tym, że musi, do czegoś takiego co podobno jest dworcem w Cieszynie, jeździć, mówi: "16 koron". No to ja się pytam, czy można w złotówkach, przecież jesteśmy jeszcze w Polsce, a pociąg nie jest eksterytorialny. A ona na to, że w złotówkach pod żadnym pozorem nie weźmie. Ewentualnie może być w euro. Na szczęście, jako rasowy Cieszyniak  miałem przy sobie jakieś koronki, wydawki po piwach, akurat było ich szesnaście. No i pojechałem.


Pięć minut jazdy za 2, 60 zł (po przeliczeniu koron na złotówki), a przyjemności jak za co najmniej dychę. A jak pojedziecie dalej, do Frydka, to w ogóle raj i rozkosz komunikacyjna.

Mam nadzieję, że nie zlikwidują tego pociągu, pod pretekstem, że mało ludzi jeździ. A jak mają jeździć, jak w polskim państwie nie mogą kupić biletu do pociągu za polską walutę?

Film z jazdy do granicy na Olzie - kliknij tu