czwartek, 11 lutego 2016

MOST ZAMKOWY


Most na Olzie w Cieszynie pod Zamkiem, granica PRL i CSSR, sierpień 1968. Widok od czeskiej na polską stronę, zgromadzeni po czeskiej stronie spoglądają na czołgi wojsk Układu Warszawskiego wjeżdżające do Czechosłowacji. Polskie wojsko, niestety, też,
Dla symetrii inne wspomnienie. 10 listopada 1982, jestem w Cieszynie, telefon do Mamy, która wesołym głosem: "Wiesiu, Wiesiu, przed chwila podali, że umarł Breżniew!". I jeszcze weselej: "A Czesi już zdążyli się oflagować, idź zobacz!". Sprawdzam, rzeczywiście, spiker w radio i TV obwieszcza, że KC KPZR z bólem i żalem etc. etc. No to lecę, u nas w Polsce nie ma jeszcze nic na ulicach, żadnych flag żałobnych ani narodowych, nic. Trudno się dziwić, Breżniew ledwo ostygł. Podbiegam na koniec ulicy Armii Czerwonej, patrzę na czeską stronę: a tam czarno, czerwono, biało-czerwono z niebieskim trójkątem w środku, w ogóle - oficjalna żałoba i rozpacz. Ale mieli refleks! Jak oni to wszystko w kilkadziesiąt minut zdążyli przygotować?

A może to Czechosłowacy załatwili Breżniewa? Wszystko to być może, choćby i tak, że mu Gustaw Husak z Lubomirem Sztrougalem polali beherowki, zmieszali z miętowym fernetem, a na koniec dobili słowacką borowiczką. Każdy by od tego kipnął, a co dopiero Breżniew.

Zdjęcie z Facebooka użytkownika Děda Milan.