środa, 14 marca 2018

DROGA Z PRZYSTANKU CIESZYN NA RYNEK


Wkrótce Cieszyn będzie się cieszył nowym dworcem kolejowo-autobusowym (bardzo pięknym zresztą) i przestanie funkcjonować tymczasowy Przystanek Cieszyn pod Zamkiem, który bardzo polubiłem. Ale trudno nie lubić przystanku który znajduje się zaraz pod domem na browarze, gdzie spędziłem pierwsze 12 lat życia (a nad tym domem wyrasta Wieża Zamkowa). Autobus z Krakowa zatrzymuje się zaś w miejscu, gdzie mieliśmy (a także inni mieszkańcy browaru) ogródek, gdzie zbierałem ogórki, pomidory, kapustę, a nawet kopałem ziemniaki. Obok były kurniki.
Lubię też drogę z przystanku na Rynek, w pobliżu którego znajduje się moja cieszyńska przystań. Opiszę ją, jak ktoś chce może nią podążyć.
Zacznę może od toalety, tak, od toalety publicznej, bo to miejsce bardzo ważne w rankingu potrzeb podróżnika. Ta na Przystanku Cieszyn jest bardzo czysta, można się po podróży odświeżyć i tak dalej. No i obsługa mówi pięknie po cieszyńsku.
Następnie warto coś przekąsić, a więc udaję się do jadłodajni na rogu Bednarskiej i Zamkowej, gdzie dają tanie i bardzo dobre domowe jedzenie z lekką preferencją dla kuchni śląskiej. Ostatnio jadłem flaczki i bogracz, bardzo dobre, następnym razem zaryzykuję płucka na kwaśno - jeśli będą dobre, to znaczy, że ten bar wart jest Michelina. Jedząc na oszklonej werandzie wpatruje się siłą wyobraźni w nieistniejący już kwartał XVI - wiecznych budynków, z zajazdem "Pod Modrą Gwiazdą" i warsztatem szewskim Nikla, który to kwartał jakieś dwadzieścia parę lat temu rozpadł się po prostu ze starości i braku konserwacji. Nie jeden to zabytek w Cieszynie, który w taki sposób zniknął z powierzchni ziemi - co jest oczywistym skandalem.
Potem idę dalej, mając do wyboru dwie drogi - albo wyjazd windą na wzgórze zamkowe, zajrzenie na podwórko, gdzie się bawiłem i pobranie z punktu informacji turystycznej darmowych czasopism, trzy są naprawdę bardzo dobre: "Tramwaj cieszyński",  "2B Style" (tylko czemu ten ostatni ma tak okropny tytuł), j i wydawane w Bielsku "Relacje -  Interpretacje".  Jak mam wolę i ochotę robię sobie pętlę po Zamku: Rotunda, Wieża Piastowska, Baszta Ostatniej Obrony i taras widokowy, tak czy siak schodzą na dół, w stronę dawnej oranżerii.
Albo druga droga - ulicą Zamkową lekko pod górę, mijam dawny zakład fryzjerski z niezapomnianym napisem "Uczes modny" i zatrzymuję się pod tablicą z klepsydrami. To taki cieszyński zwyczaj - iść pod taką tablicę (jest ich kilka w Cieszynie), żeby zobaczyć kto umarł. Miasto małe, ludzi się znają.
Potem kieruję się w stronę oranżerii, gdzie leją znakomite piwo i robią piękne czopki piwne i tam daję sobie piwo (z cieszyńskiego browaru, oczywiście), co należy mi się jako strudzonemu wędrowcy. Pijąc wpatruję się w pomnik legionisty (albo - jak mówią w Cieszynie - Ślązaczki), wściekłej Furii z mieczem skierowanym w stronę Czech. Teraz, co najwyżej, ten miecz wskazuje drogę do czeskiej hospody (a nie wyraża odwetowych żądz)  - i niech tak zostanie.  
Wypiwszy co trzeba, udaję się do kiosku  po nowy numer "Głosu Ziemi Cieszyńskiej', gdzie najbardziej lubię kronikę policyjną (z informacjami typu, że sąsiad sąsiadowi skradł z piwnicy kompot) oraz dowcipy pisane tutejszą gwarą. Po czym udaję się przez most na czeską stronę, kilkadziesiąt metrów zaledwie, żeby zobaczyć jakie jest menu w najbliższym, świetnym zresztą barze po lewej stronie Hlavnej Trzidy, aby podjąć fundamentalną decyzję - obiad (ale później) w Polsce czy w Czechach? Niezależnie od decyzji, aby sobie właściciel nie pomyślał, ze ja tam tylko zaglądam i nic nie zamawiam - kupuję kanapkę z szynką i serem na bułce od Sikory, którą popijam małym Budvarem.
Dobra, wracamy 100 metrów i już w Polsce pniemy się w górę Zamkową (mały kąsek) i Głęboką, więc będzie w punktach:
1. lekkie skręcenie w lewo w ul. Menniczą w stronę Książnicy Cieszyńskiej, czy nie mają tam jakiejś ciekawej wystawy - bo robią świetne, znakomicie udokumentowane i mające tę właściwość, ze zaprzeczają powszechnym stereotypom, no i spojrzenie na piękną fasadę Teatru im. Mickiewicza;
2. zaś po Głębokiej - sklep z rodzaju "wszystko za ileś tam (ale mało) złotych", bardzo śmieszne i użyteczne rzeczy można tam dostać, np. wystrzeliwaczkę i łapaczkę do malutkich piłeczek;
3. dalej w górę - czyli strefa ducha, a więc księgarnie: "Piastowska" na Głębokiej, antykwariat na Olszaka i księgarnio-antykwariat w bardzo fajnej kawiarni "Kornel i przyjaciele", gdzie mają też obfity books-crossing (wyrzut sumienia - bo w "Kornelu..." książek nabrałem niezły stosik, a kaw wypiłem tylko ze trzy, ale obiecuję się poprawić);
4. już nie tak w górę, ino płasko, więc dla ciała kanapki cieszyńskie w sklepie PSS "Społem", znane w całej Polsce, najbardziej te ze śledziem, ale inne też są dobre (ja zamawiam ze śledziem i ze szynką, które popijam małą cocoa-colą z butelki), mają jeszcze świetne sałatki i bywa, że do nich importują rohliki z Czeskiego Cieszyna od Sikory; historia śledzia w Cieszynie jest dość znana, ale przypomnę - zaczyna się ona w latach pięćdziesiątych - Islandczycy pokochali nasze, cieszyńskie Prince Polo (princki), a że nie mieli dewiz, to płacili śledziami, które miejscowy PSS "Społem" po dokonaniu będącej do dziś tajemnicą  obróbki (podobno w wodzie po ogórkach), kładł na wypiekaną także w "Społem" bułkę kanapkową (po krakosku wekę) i kierował do bufetów zakładowych, a to costało do własnych sklepów, bufetów zakładowych ostało się niewiele, no to sprzedają w sklepach, no pięknie, smacznie i tanio;
5. Rynek czyli pragnienie wypicia kawy, Cieszyn jest miastem z kawiarnianą tradycją, kawa na ogół wszędzie jest dobra, najlepsza w typie wiedeńskiego melanżu, zwykle wypijam w kawiarni na Rynku róg Głębokiej, bo tam siedzą cieszyniacy i plotkują, a bywa, że i ja jeszcze spotkam jakiegoś znajomego, a jak nie spotkam, to sobie poczytam, to co już nazbierałem
6. punkt informacji turystycznej pod Ratuszem, gdzie zbieram nowe foldery i "Wiadomości Ratuszowe" (na ostatniej stronie dają bardzo ciekawy, krótkie eseje historyczne);
7. wahanie połączone  z małym wyrzutem sumienia: wypić jeszcze jedno piwo (a mam już w sobie duże cieszyńskie i małego budwarka, no i jeszcze kawę, śledzia, bułkę, majonez i szynkę) i jakoś tak nogi same mnie niosą na róg Rynku i Szersznika, gdzie taka fajna kawiarnia, zaglądam, a pani za bufetem na mój widok krzyczy do pomocnika: "Lej duże Brackie", no to co ja mam zrobić, zamawiam to Brackie, wymieniam się panią bufetową informacjami z historii i współczesności Cieszyna, Ustronia i Skoczowa, poczym wypijam resztę Brackiego spoglądając na Floriana.
No i to tyle, jeszcze spojrzenie do sklepu z zabawkami na Szersznika (jestem przecież dziadkiem trojga wnuków!), wuzetka i kołacz w sklepie Społem na Limanowskiego (ale to zabieram do domu w Ciszynie). Taki spacer, nieco więcej ponad kilometr zajmuje mi średnio półtora godziny. 




Więcej zdjęć z Przystanku Cieszyn można znaleźć tu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz