środa, 10 maja 2023

HAŻLASKA

 


Kartka pocztowa przedstawiająca początek ulicy Hażlaskiej z cmentarzem po lewej stronie i wieżą zamkową oraz browarem w głębi. Przełom XIX i XX. wieku. Źródło - domena publiczna. 

Po Cieszynie chodzi się albo w górę, albo w dół. Chodzenie po Cieszynie  może mieć też wymiar łażenia od cmentarza do cmentarza i na końcu do knajpy.

Jest w Cieszynie ulica Hażlaska, idąca od kościoła św. Jerzego stromo w górę. Na początku wygięta w łuk, oparty z jednej strony o mur dawnego cmentarza, a z drugiej strony o schody i domy z tarasami łączącymi się z owymi schodami. Prawie  jak we  Francji. Kiedyś wyłożona kostką (chyba porfirem z Alwerni), niedawno zalana asfaltem.

Idąc tą ulicą, wzdłuż cmentarnego muru, niemal słyszy się głosy duszyczek umarłych dzieci szukające miejsca pomiędzy niebem a ziemią z drugiej części "Dziadów":  "Do mamy lecim, do mamy". Przechodząc koło bezimiennych figurek grupy dzieci na nieczynnym cmentarzu przy kościele  św. Jerzego,  ma się wrażenie, że te kamienne dzieci przez wieczność całą recytować  będą słowa Mickiewicza. Przy tym średniowiecznym kościele istniał szpital, a przy szpitalu cmentarz, który do końca XIX wieku funkcjonował  jako jeden z cmentarzy miejskich. Kiedy w 1891 założono nowy cmentarz komunalny, przeniesiono tam co bardziej zasłużonych zmarłych, resztę pozostawiając na zboczu wzgórza wznoszącym się nad kościołem św. Jerzego.

środa, 3 maja 2023

TEATR DLA MNIE TO... (także "Skrzatki Cieszyńskie")

 


TEATR DLA MNIE TO...

... dwie perspektywy: widza i rzemieślnika.

1. Jako widz.

Do teatru chodzę rzadko, ponieważ już w nim byłem, gdyż należę do pokolenia, którego młodość - kiedy kształtuje się wrażliwość na sztukę - przypadła na jeden z najlepszych okresów historii polskiego teatru: lata siedemdziesiąte i częściowo osiemdziesiąte ubiegłego stulecia. Czyli: Cricot 2, Teatr Stary, warszawskie Studio i Dramatyczny, wrocławski Współczesny (Helmut Kajzar!) i Polski, Akademia Ruchu (ta lista jest jeszcze dłuższa), a wszystko to oparte na solidnym, profesjonalnym gruncie teatrów z mniejszych ośrodków (jak choćby ze Śląska, skąd pochodzę). I teatry amatorskie - na przykład "Skrzatki Cieszyńskie": teatr lalkowy grany przez dzieci pod kierunkiem Jana Cieślara (gdzie zresztą występowałem jako Lis Przechera) - którego prostoty i bezpośredniości ciągle w teatrze szukam i do której, jako rzemieślnik dążę.

Tak więc, kiedy zdarza mi się (z rzadka) pójść do teatru, najczęstszym wrażeniem jest déjà vu - już to widziałem i to w lepszym wykonaniu. To uwięzienie w nudzie teatralnej, najstraszliwszej ze wszystkich rodzajów nudy - bo wyjść w trakcie spektaklu (przez szacunek dla innych widzów i aktorów) nie można. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to rodzaj poznawczego kalectwa. Na szczęście ciągle jednak, co prawda rzadko, zdarza się zobaczyć spektakl, który mi się podoba. Wtedy odnajduję w sobie młodzieńca sprzed kilkudziesięciu lat, a czasami obrazy ze spektakli przychodzą do mnie w snach.   

2. Jako rzemieślnik.

Od 35 lat uprawiam rzemiosło teatralne - czyli reżyserię. Z tej perspektywy teatr dla mnie to po pierwsze brak lęku przed głupimi (z początku), własnymi pomysłami. Dotyczy to pierwszego etapu pracy nad spektaklem, kiedy trzeba się do niego w samotności przygotować: słuchając muzyki, oglądając obrazy, czytając, gapiąc się na życie toczące się dookoła. Wtedy najważniejsze to nie bać się głupich pomysłów, a raczej podążać za  nimi, bo zdarza się, że to co głupie na początku, a odpowiednio zgłębione, może stać się zarzewiem czegoś interesującego i oryginalnego.
Potem następuje drugi, najciekawszy etap w pracy rzemieślnika: próby, gdyż teatr dla mnie to przede wszystkim praca zespołowa, której solą, jądrem i istotą są próby - czyli to, co w teatrze lubię robić najbardziej.

I na koniec: teatr dla mnie to pragnienie realizacji niemożliwego. Kiedy zaczynałem studia reżyserii w krakowskiej PWST, mój profesor, mentor i promotor mojego spektaklu dyplomowego przekazał nam, czyli początkującym studentom takie oto zalecenie: "Panowie, trzeba wziąć zdychającą kobyłę polskiego teatru za jaja i potrząsnąć!". Tego, z oczywistych względów, nie da się zrobić - ale starać się trzeba.

Odpowiedź na ankietę internetową zorganizowaną przez Zbyszka Dramat https://www.facebook.com/ZbyszekDramat

sobota, 8 kwietnia 2023

PANI HALINA, HALINKA

 

Halina Pasekova jako Majka w spektaklu Sceny Polskiej Cieszyńskiego Teatru w Czeskim Cieszynie "Siedem zegarków kopidoła Joachima Rybki" w reżyserii Wiesława Hołdysa. Fot.: Karin Dziadek

W Wielki Czwartek odeszła jedna z najwspanialszych polskich aktorek, Cieszynianka od pokoleń, absolwentka krakowskiej PWST z 1965 r., należała do zespołu Sceny Polskiej Cieszyńskiego Teatru w Czeskim Cieszynie.

Miała w sobie coś, co mają tylko najwięksi w tym zawodzie: perfekcyjną technikę (pięknie mówiła nieco chrapliwym, ale dźwięcznym, mocnym głosem) połączoną z pokorą i szacunkiem wobec sceny. Przed wejściem na scenę długo przygotowywała sobie rekwizyty i elementy kostiumu, zdając sobie sprawę, że to są jej partnerzy. Była niezwykle ciekawa świata i otwarta na nowe propozycje i bardzo kontaktowa: wiem o tym, gdyż podczas zjazdu absolwentów krakowskiej PWST przegadaliśmy ze sobą dobrą godzinę, nowym tematom nie było końca.
Miała niemal fotograficzną pamięć i świadomość miasta, z którego pochodziła ona i jej rodzina - Cieszyna. Kiedyś wybraliśmy się z Panią Haliną i paroma innymi osobami na spacer po Cieszynie: zatrzymaliśmy się na rogu Menniczej i Starym Targu i wtedy Pani Halina wyrzuciła z siebie całą historię jej rodziny od kilku pokoleń wstecz uruchomiona widokiem domu, w którym jej przodkowie zamieszkiwali.  
Wraz z Haliną Pasekovą odszedł ważny i niezastąpiony fragment polskiego teatru, w jego najwspanialszym wymiarze. I na koniec - pani Halina grała  również w czeskich filmach, posługując się nienaganną czeszczyzną. Perfekcyjnego czeskiego - jak mi powiedziała - nauczyła się w szkole podstawowej w Czeskim Cieszynie (gdzie mieszkała), gdyż od Polaków wymagano dużo bardziej poprawnego języka czeskiego niż od miejscowych Czechów.