środa, 10 maja 2023

HAŻLASKA

 


Kartka pocztowa przedstawiająca początek ulicy Hażlaskiej z cmentarzem po lewej stronie i wieżą zamkową oraz browarem w głębi. Przełom XIX i XX. wieku. Źródło - domena publiczna. 

Po Cieszynie chodzi się albo w górę, albo w dół. Chodzenie po Cieszynie  może mieć też wymiar łażenia od cmentarza do cmentarza i na końcu do knajpy.

Jest w Cieszynie ulica Hażlaska, idąca od kościoła św. Jerzego stromo w górę. Na początku wygięta w łuk, oparty z jednej strony o mur dawnego cmentarza, a z drugiej strony o schody i domy z tarasami łączącymi się z owymi schodami. Prawie  jak we  Francji. Kiedyś wyłożona kostką (chyba porfirem z Alwerni), niedawno zalana asfaltem.

Idąc tą ulicą, wzdłuż cmentarnego muru, niemal słyszy się głosy duszyczek umarłych dzieci szukające miejsca pomiędzy niebem a ziemią z drugiej części "Dziadów":  "Do mamy lecim, do mamy". Przechodząc koło bezimiennych figurek grupy dzieci na nieczynnym cmentarzu przy kościele  św. Jerzego,  ma się wrażenie, że te kamienne dzieci przez wieczność całą recytować  będą słowa Mickiewicza. Przy tym średniowiecznym kościele istniał szpital, a przy szpitalu cmentarz, który do końca XIX wieku funkcjonował  jako jeden z cmentarzy miejskich. Kiedy w 1891 założono nowy cmentarz komunalny, przeniesiono tam co bardziej zasłużonych zmarłych, resztę pozostawiając na zboczu wzgórza wznoszącym się nad kościołem św. Jerzego.

Czas, a może też i ludzka pazerność, przyczyniły  się do widocznego rozpadu  krzyży i pomników  przez co odnosi się wrażenie spotęgowanego cierpienia rdzewiejącej i połamanej materii nagrobków.  Wyrwana z marmurowego krzyża figura Chrystusa pozostawiła po sobie ślad w postaci zardzewiałej strugi krwi. Na grobie prałata Karla Findinskiego ktoś pourywał przygwożdżone do krzyża ręce. Gdzie indziej połowa Chrystusa wisi na połowie krzyża. A jeszcze gdzie indziej dwie figury Chrystusa opierają się o siebie plecami, wisząc na tym samym krzyżu. 
Rzecz na cmentarzach rzadka – nad grobami zamontowano latarnie.

Kiedy patrzy się  na te połamane i pordzewiałe krzyże, kawałki nagrobnych kamieni, zatarte pomniki, brzmi w uszach kolejna fraza:  "Czego potrzebujesz, duszeczko, żeby się dostać do nieba?" (Mickiewicz oczywiście).

 Idźmy jeszcze wyżej – opuszczamy nieczynny cmentarz i idziemy w górę ulicy Hażlaskiej. Nie jesteśmy żoną Lota ani nie wchodzimy na szklaną górę, więc można się odwrócić, by zobaczyć Wieżę Zamkową i kładący się u jej stóp fragment zamku, browaru i kamienicy, gdzie przez lata znajdował się sklep spożywczy, zwany przez cieszyniaków "U Lorka" (od nazwiska sprzedawcy).

Jeszcze tylko sto metrów w górę i już widzimy po lewej stronie rozpadający się dom i mur zamknięty bramą zabezpieczoną drutem  zamiast kłódki. To stary cmentarz żydowski, czyli, jak mówią miejscowi, "żydowszczok".

Najstarsze groby żydowskie pochodzą z XVII wieku, z czasów, gdy księżna Elżbieta Lukrecja, ostatnia piastowska władczyni Śląska Cieszyńskiego, zezwoliła na wyznaczenie miejsca dla pochówku rodziny i służby Żyda z Brna Jakuba Singera (1647 rok). Singer został wraz z bratem Mojżeszem ściągnięty do Cieszyna przez Elżbietę Lukrecję, która nie bacząc na zakazy dotyczące osiedlania Żydów w Cesarstwie, powierzyła braciom Singerom pobór myta na terenie Księstwa.  Potem powiększano ów cmentarz, aż w końcu osiągnął rozmiar prawie hektara i pod koniec XIX wieku stał się zbyt mały dla przyjmowania nowych zmarłych w związku z czym wybudowano nowy cmentarz, kilkadziesiąt metrów dalej, w górę. Cmentarze zarządzane były przez Gminę Żydowską, w której imieniu działało Bractwo Pogrzebowe "Chewra Kadischa".

 "Po śmierci ortodoksyjnego Żyda najpierw obmywano zwłoki zmarłego. Następnie kładziono go na kamiennej posadzce, na gałęziach świerkowych. Dwóch członków rodziny czuwało przy zapalonych świecach, modląc się przez dwie doby. Czyniono to dlatego, gdyż zdarzało się, że pogrzebano człowieka w stanie śpiączki. Następnie zawijano zmarłego w prześcieradło i wkładano do trumny z nieheblowanych desek. Aby ułatwić działanie robakom, oczy zmarłego smarowano białkiem. Po tym zabiegu kładziono zmarłego do grobu. W pogrzebie żydowskim brały udział płaczki, które idąc w kondukcie, zachwalały zalety zmarłego, licząc przy tym na wynagrodzenie". (Franciszek Pasz, Nasze miasto Cieszyn, Cieszyn 2010, wydawca mgr Zofia Kabiesz).

 Nekropolia liczy dwa tysiące grobów. Większość inskrypcji jest po niemiecku, zdarzają się po hebrajsku, tylko jedna inskrypcja jest po polsku: na nagrobku warszawskiego Żyda, kupca Dawida Bergsona z Warszawy, który bawiąc przejazdem w Cieszynie, znalazł w nim  śmierć. Większość Żydów cieszyńskich była jednak Niemcami, głównie bogatymi.  Podobno byli lojalnymi Niemcami, kochającymi swoją niemiecką ojczyznę. W latach trzydziestych, gdy faszyści wprowadzali swoje porządki w Niemczech i nieodległej Austrii, ich krewni z tych krajów ostrzegali: jeśli możecie – wyjedźcie stąd, tu was zabiją.  Ale nie dawano im wiary.

W czasie II wojny światowej ich niemieccy rodacy w mundurach SS  traktowali ten cmentarz jako anus mundi miejsce mordów tych, którzy według nich byli niepotrzebni: między innym czeskich skautów z Ostrawy, a także więźniów  z aresztu gestapo w Cieszynie i kilku Włochów osadzonych w obozie jenieckim. Tych  egzekucji dokonywano od roku 1944, aż do wycofania się wojsk niemieckich z Cieszyna w maju 1945 roku.

"Wczesnym rankiem, kiedy było jeszcze ciemno, zbudził nas straszny krzyk. Ludzie powychodzili z domów i okazało się, że sąsiadka, Maria Olkuska, idąc rano do pracy na skróty przez "Żydowszczok", natknęła się na zwłoki dwóch osób, leżących obok chodnika, przez który przechodziło się przez  cmentarz" (wspomnienia Wandy Midner z grudnia 1944 roku).  Zresztą nie kryto się zbytnio z tymi egzekucjami, bywało, że ciała pomordowanych leżały na ulicy (na czas egzekucji zamykano jej fragment), dopiero po pewnym czasie (zdarzało się, że następnego dnia) przyjeżdżali pracownicy z urzędu miasta i je na cmentarzu żydowskim chowali.

Znane są nazwiska katów; jednym z nich był Anton Mencnarowski, przed wojną policjant w polskim Cieszynie, od września 1939 funkcjonariusz niemieckiej Kriminalpolizei Kripo. Za jednego zabitego otrzymywał 100 marek (według innych relacji 30) i jeden dzień urlopu. Drugim katem był Czech, Otto Ozimiński.  Obaj, związani ze sobą za ręce i z wymalowanymi swastykami na plecach, dokonywali publicznej ekshumacji zwłok pomordowanych na cmentarzu, w dniach 1316 czerwca 1945, już po wyzwoleniu Cieszyna.

 Źródło: Wojciech Święs, Najwięcej ludzi rozstrzelano w Wielki Piątek", Zwrot - Miesięcznik Polskiego Związku Kulturalno - Oświatowego w RC, 1920 nr 4

Pamięć tej ekshumacji długo żyła wśród cieszyniaków: wiosna 1945 roku była gorąca, zapach rozkładających się zwłok unosił się nad miastem, a wielu przyszło na tę ekshumację, aby odszukać  swoich bliskich. Zachowały się zresztą zdjęcia z owej ekshumacji, bardzo  drastyczne, kilkakrotnie prezentowane publicznie na różnych wystawach. A także protokoły z ekshumacji, łącznie ze spisami rzeczy znalezionych u pomordowanych: chustka do nosa,  lusterko, ołówek, guma, opakowanie z  sacharyny, portmonetka z biletami do kina... "Wystarczyło nie mieć przy sobie dowodu osobistego, być podejrzanym o posiadanie radia lub przynależność do ruchu oporu, żeby zostać skazanym na karę śmierci" (z przesłuchania Jana Kiedronia w 1976 r.).

Łącznie ekshumowano 81 ciał. Ofiary polskie i włoskie pochowano na cmentarzu komunalnym 17 czerwca 1945 roku, ofiary czeskie przewieziono do Ostrawy, gdzie spalono je w miejscowym krematorium. Dokładna liczba ofiar mordów na obu cmentarzach (bo egzekucje odbywały się także na nowym cmentarzu żydowskim) nie jest znana, aczkolwiek liczba ta może być większa; czeski historyk Mečislav Borák pisze o możliwych 140 ofiarach.  

Różne historie opowiadano o dalszych losach owych katów: według jednych Mencnarowski miał być skazany na karę śmierci, ale po wykonaniu wyroku nie było jego zwłok w trumnie, niektórzy nawet zaklinali się, że widzieli go, jak po wojnie pojawiał się w Cieszynie. W końcu, po śledztwie przeprowadzonym w 2015 roku przez Instytut Pamięci Narodowej, stwierdzono jednoznacznie, że Anton Mencnarowski, lat 47, powiesił się w celi cieszyńskiego więzienia 15 czerwca 1945 roku, w trzecim dniu ekshumacji. Drugi z katów, Czech Otto Ozimiński, po wojnie sądzony w Czechosłowacji i skazany na 15 lat więzienia, w 1954 roku został wydalony do Niemieckiej Republiki Demokratycznej.   

Cmentarz otoczony ceglanym murem, podobnie jak ulica Hażlaska na tym odcinku, był omijany. Jeszcze wiele lat po tragedii krążyły opowieści o krzykach mordowanych dobywających się nocą z ogrodzonego murem cmentarza. W związku z czym miejsce to jako przeklęte było omijane przez miejscowych meneli, a nawet amatorów macew pozyskiwanych w celach budowlanych (choć jednak część nagrobków skradziono). Aczkolwiek w budynku dawnego domu przedpogrzebowego, w którym znajdowało się mieszkanie strażnika cmentarza (i stajnia dla koni karawaniarskich), za czasów komuny mieścił się jakiś magazyn. Ceglany mur rozebrano, teren otoczono płotem z metalowej siatki (nieszczelnym) i w niedziele miejscowi zapaleńcy w czynie społecznym porządkują cmentarz.

Patrząc w dół, na stary żydowski cmentarz, można zobaczyć cieszyńską dolinę Jozafata: opadające w dół setki kamieni nagrobnych otoczonych mieniącym się wszystkimi kolorami wiekowym bluszczem, a to wszystko na tle idyllicznych Beskidów ze szczytami Jaworowego i Ostrego.  Zresztą w tym miejscu, po likwidacji grobów, Niemcy planowali założyć park wypoczynkowy.



Kartka na płocie starego cmentarza żydowskiego, 2014 r.

Idąc kilkadziesiąt metrów dalej w górę, znajdziemy nowy cmentarz żydowski, założony w 1907 roku, z pięknym niegdyś domem przedpogrzebowym zaprojektowanym przez wiedeńskiego architekta, resztkami bogatych grobów i fragmentem bramy. Przez lata secesyjna kopuła owego domu przedpogrzebowego dominowała nad miastem, jeśli patrzeć od strony zamku.  Ostatni pochówek odbył się tu jeszcze w 1961 roku, kiedy złożono do grobu doczesne szczątki Edwarda Webera, ostatniego  przewodniczącego Kongregacji Wyznania Mojżeszowego w Cieszynie, ojca wybitnego operatora filmowego  Kurta Webera.   Do początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku cmentarz znajdował się jeszcze w jakim takim stanie, potem nastąpił okres gierkowskiej prosperity: ludzie zaczęli sobie stawiać domki jednorodzinne, a cmentarz traktowali jako bezpłatny magazyn kamieni budowlanych. Ta grabież i profanacja dokonywała się często w biały dzień, kiedy to na cmentarz zajeżdżały małe fiaty albo i traktory z przyczepą i rwały z ziemi płyty nagrobne, elementy grobów, odbijano tablice znajdujące się w domu przedpogrzebowym. W końcu zawalił się (albo go rozebrano) dach owego domu i kopuła zniknęła z pejzażu miasta. Paradoks polega na tym, że przekleństwo miejsca masowego mordu pozwoliło przetrwać staremu cmentarzowi, natomiast nowy cmentarz uległ ludzkiej pazerności, stał się ofiarą głupoty i braku poczucia więzi kulturowej z Żydami.

W latach dziewięćdziesiątych dzięki donacji amerykańskiego Żyda Edwarda J. Phillipsa i cieszyńskiego ewangelika Tadeusza J. Dordy, również z USA, resztki cmentarza doprowadzono do  stanu przyzwoitości. Na jednej ze ścian domu przedpogrzebowego znajduje się tablica z napisem: "Ku pamięci mojej matki, Zofii Weiss, z domu Licht, brata Davida Weiss, ukochanej babci Sabiny Guttman z domu Horovitz oraz wszystkich Żydów, którzy zginęli i nie powrócili po wojnie do Cieszyna. Helena R. Foster z domu Weiss, Kalifornia, USA VI 2007".

Najczęstszą inskrypcją na żydowskich macewach jest "Friede ihrer Asche". Pokój ich prochom. 

 Ilekroć jestem na ulicy Hażlaskiej, doznaję uczucia dojmującej ciszy. Szczególnie dojmującej w jasny, letni bądź wiosenny dzień (wieczorem lub nocą nigdy bym na ulicę Hażlaską się nie udał). Ulica jest pusta, mało kto po niej chodzi, z rzadka przejedzie jakiś samochód. Mimo że z jednej strony ulicy Hażlaskiej znajduje się osiedle mieszkaniowe, a z drugiej dzielnica domów jednorodzinnych, zwana Karolinką.

 Jeszcze wyżej: mijamy resztki zamkniętych warsztatów, małych przedsiębiorstw, magazynów z wyblakłymi szyldami z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego stulecia.  

Przeszliśmy jakieś dwa kilometry, znajdujemy się na górze i cisza wraz z pustką znika, przechodząc w ruch i hałas  bo doszliśmy do okolic przejścia granicznego. A tam  samochody i parkingi, McDonald’s, supermarket budowlany pełen Czechów, i jeszcze ze dwa inne supermarkety, skrzyżowanie z drogą szybkiego ruchu, motel i restauracja dawnej podmiejska gospoda, w której kryli się (aby spokojnie się napić) miejscowi notable, bratając się z ludem Pastwisk i Kalembic, teraz elegancka restauracja, gdzie podaje się sznycle po wiedeńsku.  Żywioł życia, jedzenia,  zakupów i zagranicznych podróży.

Gdybyśmy chcieli wrócić w dół do Cieszyna inną trasą, to znowu przejdziemy obok cmentarza, tym razem komunalnego, a kiedy go miniemy, na dole znajdziemy kolejną restaurację, która za komuny nosiła przezwisko "Pod Trupkiem" (bo odbywały się w niej stypy), a obok była piwiarnia, nazwana na cześć beskidzkiego zbója "Ondraszek", gdzie konsumenci pili piwo, siedząc w klatkach z siatki ogrodzeniowej. Cieszyn jest miastem, w którym sacrum i profanum  stykają się co krok, a kraina cieni przenika się z krainą jak najbardziej żywych.   

 Informacje i relacje dotyczące mordów na cmentarzach żydowskich zawdzięczam Wojciechowi Święsowi ("O egzekucjach na cmentarzach  żydowskich w Cieszynie", Kalendarz Cieszyński 2016, wyd. Macierz Ziemi Cieszyńskiej 2016 oraz "Najwięcej ludzi rozstrzelano w Wielki Piątek", Zwrot - Miesięcznik Polskiego Związku Kulturalno - Oświatowego w RC, 1920 nr 4) oraz   wystawie  “By nigdy nie zapomnieć. Niemieckie zbrodnie na Śląsku Cieszyńskim (1939-1945)” zorganizowanej przez Książnicę Cieszyńską w 2015 roku.

 

    

2 komentarze:

  1. Ładnie napisane! Przejeżdżamy ul. Hażlaską codziennie i przyznam, że ruch na niej jest relatywnie bardzo duży. Są plany naprawy jej nawierzchni- jej mierny stan techniczny jest cechą charakterystyczną tej ulicy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przechodziłem niedawno Hażlaską, wczesnym rankiem w weekend majowy. Była zupełnie pusta. To potęgowało trudny do opisania efekt jaki wywoływał budynek z cegły przy cmentarzu i sam cmentarz, na który można swobodnie wejść.

    OdpowiedzUsuń