wtorek, 1 października 2013

ZE WSPOMNIEŃ OKUPANTA




To było o drugiej w nocy. Obudził mnie dźwięk mielonego żelastwa, podbiegłem do okna i zobaczyłem niekończący się sznur czołgów z czerwonymi gwiazdami na pancerzach przejeżdżający przez most na Bobrówce.
Następnego ranka babcia Weronika obudziła mnie wcześnie: "Idź do Lorka (to taki sklep spożywczy) i kup 10 kilo mąki, 5 kilo cukru, 2 kilo słoniny i 8 kostek masła! I magi, budyniu i kisielu!" No co mój tata: "Babciu, ale po co tyle tego?" "Dwie wojny światowe przeżyłam i wiem co robię!" - odpowiedziała babcia Weronika.
Ledwo co przytargałem na browar (gdzie wtedy mieszkałem) ciężkie siatki, a tu już wujek Leszek wpada z kolejną rewelacją: "Słuchajcie, podobno Czesi powiesili na moście transparent: Chleba nam nie żryjcie, a Dubczeka nam nie biercie!". No to poszliśmy na granicę - transparentu już nie było, za to nad mostem w miejscu zburzonej dwa lata wcześniej oranżerii żołnierze (nasi i Ruscy) zaczęli montować radiostację. A kiedy wróciliśmy na browar już zaczęli się tam kwaterować. Zasadniczo byli mili, obdarzając nas hojnie odznakami z wizerunkiem Dzieciątka Lenin. A jeśli im się dało kiełbasy to gotowi byli zrewanżować się jeszcze bardziej wypasionymi odznakami, a nawet pasem z pięcioramienną gwiazdą.
Kiedyśmy przyglądali się kwaterującym Ruskom (nic na to nie poradzę, że ich tak nazywano) wpadł Rysiek Wyczesany z zamku: "Czesi napierdalają naszych kamieniami przez Olzę na Małej Łące! Idę wpierdolić Czechom, idzie ktoś ze mną?" O ile pamiętam, to Czesio poszedł na Małą Łąkę napierdalać się kamieniami z Czechami  przez Olzę.
Kilka dni później, 1 września 1968 roku rozpoczął się rok szkolny i poszedłem do klasy IVb.  A tu nowinka: wprowadzono apel przed lekcjami, podczas którego chóralnie, cała Szkoła Podstawowa nr 4 w Cieszynie przyrzekała: "Ojczyzno nasza, Polsko Ludowa, przysięgamy ci być wierni sprawie socjalizmu..." - dalej na szczęście nie pamiętam. Zorganizowano nam również specjalną lekcję na temat wydarzeń w Czechosłowacji, podczas której pani od przyrody tłumaczyła nam: "Czesi otwarli granicę z NRF. Nie mogliśmy przecież pozwolić, żeby Niemcy zabrali najpierw Czechosłowację, a  potem Polskę". "Aha!" - mruknęła ze zrozumieniem wychowana na "Czterech pancernych" i Klossie klasa IVb.
W październiku wygoniono całą szkołę na ulicę Michejdy, aby pożegnać wracającą z Czechosłowacji Armię Czerwoną. Dali nam kwiaty i kazali rzucać na przejeżdżającą kolumnę czołgów. Jeden tank nawet się zapalił. Ruscy wyjechali z Cieszyna, ale trochę ich zostało w Czechach.
W dwa lata później, już jako uczeń szóstej klasy szedłem - razem z całym zastępem - składać przysięgę harcerską. Przestałem być zuchem, a stałem się pełnoprawnym harcerzem. Przysięgę tę składało się Pod Wałką, w miejscu gdzie stoi pomnik upamiętniający miejsce zbiorowej egzekucji. Podczas wojny Niemcy urządzili taką pokazówkę - wieszając publicznie 21 marca 1942 roku 24 żołnierzy polskiego Ruchu Oporu. Na to widowisko zgonili ludność z całego Śląska Cieszyńskiego - podstawiając nawet specjalne pociągi do Cieszyna, a jeśli kto nie miał na bilet, to chętnie mu na ten bilet Niemcy pożyczyli. Zresztą obok pomnika stoi gablota ze zdjęciami przedstawiającymi tę egzekucję.
Na przysięgę szło się wieczorem, w ciemności, oświetlając sobie drogę pochodniami. I właśnie przechodziliśmy koło Olzy, kiedy po czeskiej stronie usłyszeliśmy przekleństwa i obelgi w naszą stronę (głównie po polsku): "Pierdoleni polscy okupanci! Ruskie przydupasy! Ciule!" - a w naszą stronę posypał się grad kamieni. Jeden nawet trafił mnie w głowę. Tym razem jednak nie podjęliśmy wyzwania, tylko dumnie podążyliśmy Pod Wałkę.
Przez kilka następnych lat był spokój. Tylko nasi ustawili trybunę pierwszomajową nie na Rynku, jak wcześniej, tylko nad Olzą, tak aby ci po drugiej stronie mogli podziwiać nasze pochody. A mnie udało nawet kilkakrotnie przedrzeć się do Czeskiego Cieszyna na przepustkę (raz nawet bez przepustki) - oczywiście szło się wtedy do najbliższej hospody na pyszne czeskie piwo. Czesi to w ogóle fajny naród - w hospodach mają zwyczaj dosiadywania się do długich dębowych stołów, gdzie znajomi i nieznajomi sympatycznie sobie gawędzą. Co oczywiście ułatwia pracę przedstawicielom jednego z najstarszych zawodów świata, to jest konfidentom, którzy w husakowskiej Czechosłowacji mieli pełne pole do popisu. Bo zdarzało się tak, że komuś przy piwie wymknęło się słowo: "Dubczek..." , co powodowało zgorszenie zebranych: : "Jizisz Maryja!", "Nie dawajcie mu więcej piwa!', "On je ożrały!" etc.   Oglądało się też czeską telewizję, głównie dla sportu (pokazywali nawet piłkę na rowerach!) - czasami przetykanym Antykartą: programem, w którym gwiazdy czeskiego kina, estrady i telewizji dawały odpór Karcie 77. Ja zapamiętałem jednego z czołowych piosenkarzy (nie wymienię jego nazwiska, bo on sobie je zastrzegł i podobno każe płacić za jego używanie), który mówił, że wszystko, ale absolutnie wszystko - i to, że się urodził, i to, że śpiewa zawdzięcza Związkowi Radzieckiemu i towarzyszowi Husakowi osobiście i nie będą mu żadne Havle i im podobni podskakiwać.  Z Sowietskim Svazem na wieczność i jeszcze dłużej! 
Potem o przepustkę było coraz trudniej, dostanie koron w banku - co było warunkiem przejścia na czeską stronę posługując się pieczątką w dowodzie osobistym i książeczką walutową - graniczyło z cudem. Mnie się raz, albo dwa udało: poprosiłem o piwo w dworcowej restauracji - na co bufetowa odezwała się najczystszą polszczyzną: "Niech ci Wałęsa da tego piwa, jak wy tam w Polsce furt strajkujecie, a my musimy was karmić" - i piwa mi nie podała.
Wkrótce zresztą granicę z Czechosłowacją zamknęli prawie na amen. A nocą 13 grudnia 1981 roku mieszkańców Cieszyna obudził  huk czeskich policyjnych wozów do rozpędzania demonstracji sunących na pomoc we wprowadzaniu stanu wojennego. Potem te wozy można było zobaczyć w akcji w Krakowie i Nowej Hucie - spod bylejakiego zamalowania wyłaniały się dwie ponure litery: VB - Veřejná bezpečnost. Bezpieczeństwo publiczne.
A w dziesięć lat później zaś granicę otwarto. Ale to już zupełnie inna historia.

1 komentarz:

  1. jeden lub dwa wozy pancerne dośc długo stały nad kościółkiem w Boguszowicach,a w lasku tzw parchowcu stało dużo wojska z którym wymieniało się chleb na paliwo

    OdpowiedzUsuń