sobota, 16 sierpnia 2014

Sztramberk



Święty (a może nawet sam Pan Jezus?) tuli się do piersi wąsatego rycerza. 
To cudo znajduje się 70 km od granicy z Polską, w Beskidzie Śląsko- Morawskim graniczącym z Księstwem Cieszyńskim.
Wszędzie pieką uszy. Chodzą po wzgórzach, z których największe zdobi rura (Truba) czyli wieża średniowiecznego zamku, spod którego można zobaczyć Wałaskie Królestwo, które zasiedlili przybysze z Wołosczyzny wędrujący Karpatami, aż pod skraj Moraw, zmieniając po drodze wiarę, od prawosławia po luteranizm i przynosząc ze sobą opiekuńcze bóstwa domostw, z których najbardziej znane są Bożatka. Wymyślili też kłobuki, czyli zbójeckie kapelusze, tak więc najbardziej znanym Wołochem jest Rumcajs spod Jiczina.
Mieszkają w drewnianych domach na kamiennych podmurówkach. Domy te stoją na brukowanych kamieniami ulicach. Zażywają kąpieli piwnych. Obcy szybko zgubi się pośród pozornie prostych ulic, bo tam, gdzie wydaje się, że trzeba iść do góry, to właśnie należy iść w dół, a gdzie w lewo - to w prawo. Ale miejscowi z cierpliwością godną postaci z "Zamku" Kafki wyjaśnią zabłąkanemu wędrowcowi kawałek logiki Sztramberku. 

Nieaktualne pomniki w Parku Pokoju w Cieszynie czyli Traktat o manekinach

Niedzielne popołudnie. Walc Straussa z gramofonu. Cesarzowi Józefowi ukradziono patent tolerancyjny. Św. Nepomucen tuli do piersi Jezusa bez głowy, bezręki i oślepiony szlachcic stoi pod murem, a roztrzaskane oblicze Franciszka Józefa dzieli się z nami stuletnim smutkiem. Żywi liżą lody, matki krzyczą na dzieci.