czwartek, 1 października 2015

POCIĄGIEM Z CIESZYNA

Pociągiem z Cieszyna do Rzymu, Sofii, Warny, Rijeki, Belgradu, Zagrzebia, Budapesztu i Stambułu. Co prawda przez Czeski Cieszyn, ale zawsze to Cieszyn. Międzynarodowy rozkład pociągów 1977/1978.
A latem 1939 roku można było dojechać z Cieszyna (czeski Cieszyn nazywał się wtedy Cieszyn Zachodni) bezpośrednio do Lwowa według następującego rozkładu jazdy:

Lwów odjazd 21:42, Przemyśl odjazd 23:49, Kraków Gł. przyjazd 5:25/ odjazd 5:49, Bielsko odjazd 8:23, Cieszyn przyjazd 9:41 / odjazd 9:48, Cieszyn Zachodni przyjazd 9:48
Powrotny: Cieszyn Zachodni 17:28, Kraków odjazd 23:10, Lwów przyjazd: 7:35

poniedziałek, 21 września 2015

II CIESZYŃSKI MARATON CZYTANIA TEKSTÓW GWAROWYCH


Mowa cieszyńska jest jak balsam na skołatany bełkotem mózg. Książnica Cieszyńska ogłosiła, że każdy może przyjść i przeczytać publicznie tekst napisany gwarą. No to jo przyszełech, zapisali mie i żech przeczytoł gadke o tacie, co mioł łosim dziecek i je zabroł na wycieczke na Równice. Każdy dostoł po dwie parówki, dwie bułki i po lemoniadzie: cytrynowej, malinowej i pomarańczowej. A ta lemoniada to była zapakowana w guziczki:kolorowy knefel na smak, a biały do gazowania. I jeszcze wkludzili na tę Równice słuszny garniec do warzenia parówek. A tata, że tych dziecek po mianie nie pamiyntoł, to ich furt rachował: roz, dwa, trzi, sztirzy, pięć, sześć, siedom, łosim... Długo łoni taką niedzielę pamiyntali i spominali...


poniedziałek, 3 sierpnia 2015

O ZADKU CZYLI TYLE

Pyrsk! Hań downiej jeździły u nas pekaesy do Jaworzynki na Trzycatek. A w takim pekaesie byli dwie dźwierza: jedno z przodku,  a drugie u zadka - czyli z tyłu. A przy obu siedział konduktor i bilety sprzedawał albo sprawdzał.

Raz jedzie taki autobus, zatrzymuje się na Gojach i wsiada do niego od przodka jakasikej paniczka z jakąsikej beskurcyją na plecach. Konduktor zagląda, a ta beskurcyja to była koza. I mówi tej paniczce, że z kozą na plecach jej nie wpuści. No to ona leci do tylnich drźwierzy  i wrzeszczy: "Panoczku, weźcie mnie od zadka, bo od przodka nie chcieli!"

No, ale potem to już ino jeden konduktor był w takim pekaesie. Kiedysikej zaczyna sprzedawać i sprawdzać te bilety od przodka, a narodu napchało się moc, więc on wrzeszczy do tych, co byli w tyle pekaesu: "Czy wszyscy mają bilety w zadku?" "Ni, w rękach" - padła odpowiedź.

(Stare kawały mową cieszyńską do publicznej wiadomości podało dziecko-piernik znad Przykopy).

niedziela, 22 lutego 2015

FILUMENISTYKA

Wygrzebane przy okazji porządkowania biblioteki. Dwie etykiety zapałczane (czy ktoś pamięta jeszcze słowo "filumenistyka"?). Pierwsza z 1910 roku to zapałki Macierzy Szkolnej Śląska Cieszyńskiego, a druga - to zapałki wyborcze (???) z nieodległej Opawy.
(z: "OKO. Obyczaje. Kultura. Osobliwości", Kraków 1975, Wydawnictwo Literackie)



czwartek, 29 stycznia 2015

ŚPIEWAK ULICZNY

Jego donośny głos budził wczesnym rankiem mieszkańców ulicy Zamkowej, Stromej, Menniczej, Armii Czerwonej i placu Teatralnego. Śpiewał a capella polski bigbit z połowy lat sześćdziesiątych, a więc: "Anna Maria", "Dziwny jest ten świat", "Te opolskie dziołchy", "Znamy się tylko z widzenia", "Mówią płonie stodoła" itp. Miał dwanaście, może czternaście lat i opilśniony był - niczym Anna Csilag - czarną szczeciną gęstego zarostu. Czasami wpadła mu w oko jakaś niewiasta, wtedy jął śpiewać "Ładne oczy masz" jednocześnie się onanizując. 

ERWIN

Podobno znaleziono go koło Cieszyna zaraz po wojnie, wśród dziesiątek takich jak on - z zagubioną pamięcią. Zamieszkiwał w "Caritasie", prowadzonym przez oo. Bonifratrów. Ale często wychodził do miasta, gdzie dobrzy ludzie dawali mu parę złotych za zrzucenie węgla do piwnicy, albo wniesienie tego węgla z piwnicy na górę, albo posprzątanie, albo tak w ogóle - bez powodu.
Szczególnie lubił spacerować po parku położonym w okolicy Liceum Pielęgniarskiego, jego ręce wyciągały się wtedy w stronę w ubranych w białe fartuszki uczennic zwanych Strzykawami. "Ładna, ładna" - powtarzał, a jego palce wywijały jakiegoś dziwnego młynka.
Czasami ktoś zakrzyknął (nie ja, bo wydawało mi się to głupie): "Erwin! Meldunk!". Na co Erwin stawał na baczność i jednym tchem wyrzucał z siebie: "Unteroficiere Erwin Wija, numer sztyry, charaszo, spocznij, hajl hitla!". A Skrzykawy chichotały.

Podobno Erwin nazbierał trochę pieniędzy z tych datków i tryngli. Mieszkał w jednym pokoju w domu opieki z kilkoma takimi jak on - bez pamięci. Podobno trzymał te pieniądze pod materacem, kiedyś wrócił do pokoju i zastał swoich współlokatorów w trakcie rozpruwania materaca i demontowania łóżka. Bardzo mu się to nie spodobało, na co współlokatorzy, wzięli go i wyrzucili przez okno na kocie łby placu księdza Londzina. I tak Erwin wyzionął ducha. Było to bodaj w roku 1981.
"Bodaj", "Podobno" - ale konkretny Erwin staje mi ciągle przed oczami.