Znacie legendę o trzech braciach: Lechu, Czechu i
Rusie, którzy poszli w swoje strony: jeden na północ (Lech), drugi na południe
(Czech), a trzeci na wschód (Rus)? Tam założyli swoje państwa, ale tak za sobą
tęsknili, że postanowili się odszukać. Co w końcu się stało, a w miejscu gdzie
się spotkali wytrysnęło cudowne źródło, a bracia tak się cieszyli, że na
miejscu owego spotkania założyli miasto Cieszynem zwane. W połowie XIX wieku w
tym miejscu postawiono żelazną studnię ku upamiętnieniu i ozdobiono ją trzema
tablicami: po łacinie, po polsku i po niemiecku
(tę niemiecką potem zamalowano). Dziś to miasto leży w dwu państwach:
Polsce i Czechach. Istnieje graniczące z
pewnością prawdopodobieństwo, że bracia Lech i Czech byli bliźniakami, jako że
bliźniacze są nasze narody. A co z Rusem? Też brat, ale poniosło go Karpatami
na wschód, i stał się Łemkiem, Bojkiem, albo Hucułem. Ale też część potomków
Lecha - Wołosi - zawróciła na zachód, ubrała kłobuki jak zbój Rumcajs, przyjęła
ewangelicką wiarę i z powrotem osiedliła się na śląsko - morawskiej ziemi. Choć
i to trzeba powiedzieć, że na tablicach (i w niektórych wersjach tej legendy)
Rusa zastąpiono Bolkiem.
wtorek, 3 grudnia 2013
poniedziałek, 2 grudnia 2013
KRUCYTYRK
Oglądajcie te fotki, aby zobaczyć niezwykłą krainę,
gdzie żyją bożątka, utopce, połednice, nocznice, jaroszki, a pod ziemią króluje
Skarbnik. Oby zobaczyć Śląsk Cieszyński, opisany słowami powiarek (czyli baśni)
przez Gustawa Morcinka.
poniedziałek, 14 października 2013
Kolej Miast Śląskich
Powstała w 1890 roku łącząc Bielsko
przez Cieszyn z Frydkiem i dalej, aż do morawskiego Kojetina. Tras
biegnie wśród gór, pociąg wspina zboczami się prawie na szczyty, aby za
chwilę zjechać do doliny, a potem znowu w górę - okrążając co większe
wierzchołki - jak na przykład Radhost. Po podziale Śląska Cieszyńskiego
linia znajduje się na terenie Polski i Czech.
Na terenie Polski pociągi nie jeżdżą od czterech lat, budynki stacyjne są w ruinie, a i trakcję zdążono częściowo rozkraść.
Na terenie Czech jeżdżą regularnie malutkie, motorowe pociągi (jeżdżą także nowoczesne Elefanty) skomunikowane na większych stacjach z innymi połączeniami.
Na dworcach pociągi witają i
żegnają zawiadowcy (głownie płci żeńskiej) w czerwonych czapkach i
czerwonymi lizakami, poza tym rosną kwiaty w doniczkach.
Kiedy pociąg
musi poczekać na nadjeżdżający z drugiej strony, maszynista idzie na
lody, a konduktor informuje podróżnych, że mogą iść do bufetu, gdzie
można coś zjeść, a nawet napić się piwa. Dlaczego u nas tak nie może
być?
Na terenie Polski pociągi nie jeżdżą od czterech lat, budynki stacyjne są w ruinie, a i trakcję zdążono częściowo rozkraść.
Na terenie Czech jeżdżą regularnie malutkie, motorowe pociągi (jeżdżą także nowoczesne Elefanty) skomunikowane na większych stacjach z innymi połączeniami.
środa, 2 października 2013
CIESZYN W SZEŚĆ GODZIN
Jeśli
przyjedziemy do Cieszyna komunikacją publiczną, to od razu zauważymy, że czterdziestotysięczne
nie ma żadnego dworca: wyremontowany dworzec autobusowy niedawno rozebrali, a
kolejowy ogrodzili drutem, żeby się całkiem nie rozleciał. Należy zamknąć oczy
(ja zamykam ze wstydu za moje miasto) i uciekać szybko w przed siebie, grunt,
żeby pod górę i na południe. Po chwili można otworzyć oczy, potem będzie już
tylko lepiej.
BOŻATKA I INNE PRZYJAZNE DUCHY
Pani Gawlasowa mieszkała w malutkiej drewnianej, chatce
położonej nad kanałem Młynówka i połączonej z ulicą Przykopa drewnianym
mostkiem. Co wieczór nalewała mleka do miseczek i zostawiała je na noc.
"To dla Bożatek" - mówiła. Rzeczywiście, rano miseczki były puste i
mleko wypite - co jest najlepszym dowodem na istnienie Bożatek (albo Bożątek).
wtorek, 1 października 2013
ZIEMIA OBIECANA W CIESZYNIE
Film Andrzeja Wajdy "Ziemia obiecana" kręcono w
Cieszynie - miejscowy teatr bardzo nadawał się do udawania przybytku Melpomeny
w drapieżnej, złej i wczesnokapitalistycznej Łodzi z XIX wieku. Tak więc scenę
w teatrze nakręcono w Cieszynie. Potrzebowano statystów i ogłoszono, że szukają
chętnych - zgłosiła się młodzież szkolna, między innymi niżej podpisany. Na plan stawili się także różnego autoramentu
menele, beskidzkie córy Koryntu i cieszyńscy szlifierze bruków. Ponieważ osoby
te odznaczały się na ogół twarzami o dość szczególnej ekspresji, drudzy
reżyserzy (Andrzej Kotkowski i Jerzy Obłamski) uznali, że wyraz tych twarzy w
znakomity sposób odzwierciedla stan ducha łódzkiej burżuazji spędzającej
wieczór w teatrze i usadzili ich bardzo blisko kamery. Jak również
poprzebierali w eleganckie ubiory z drugiej połowy XIX. w., pozakładali
plastrony, a także poprzyklejali wąsy i bokobrody. Ponieważ praca w filmie to
głównie czekanie, a że płacili nieźle (w każdym razie na flaszkę i zagrychę
wystarczyło), więc podczas przerw w zdjęciach wszystkie knajpy, mordownie i
speluny w pobliżu zaludniły się eleganckimi postaciami z Reymonta chlejącymi
wódę i piwsko pod śledzika i jajko w majonezie. Aż w końcu przyszedł czas,
kiedy "Ziemię obiecaną" pokazano w kinie "Zacisze" w
Cieszynie. Jest w filmie scena, kiedy bohaterowie przy pomocy lornetki oglądają
twarze łódzkiej burżuazji siedzącej w teatrze opatrując je stosownymi
komentarzami na temat jej bogactwa. Ponieważ Cieszyn jest małym miastem i
wszyscy się znają - proszę sobie wyobrazić komentarze w stronę ekranu: "To
je Francek!", "A to Rudi spod Floriana", "Co moja baba tu
robi...", "To stara Tomiczkula jeszcze żyje?".
PS. A ten facet, który mnie zasłania na zdjęciu to Daniel Olbrychski.
PS. A ten facet, który mnie zasłania na zdjęciu to Daniel Olbrychski.
O TATUSIU
Lata
sześćdziesiąte, rzecz działa się na stadionie Klubu Sportowego Stal Cieszyn, do
którego przylega basen miejski. Odbywał się mecz piłki nożnej Klasy
A, w którym stawką był awans do Ligi Okręgowej. Gospodarz, czyli KS Stal
Cieszyn podejmował Ludowy Zespól Sportowy Kozy. Przeciwnik to był groźny, ale KS Stal
Cieszyn miał w swoich barwach snajpera o nazwisku Tatuś. Onże Tatuś wyglądał
tak, jak się nazywał: brzuszek, łysinka, w leciech około czterdziestu. Za
to kop! Nie było mocnych na Tatusia, jak trafił w światło bramki - golkeeper
nie miał szans. Rzecz w tym, że nie zawsze trafiał - mówiono, że przerwano
kiedyś mecz z Wichrem Kaczyce, bo Tatuś tak walnął, że piłka przeleciała na
czeską stronę, jako ze stadion KS Stal Cieszyn znajdował się tuż nad graniczną
Olzą. I w meczu z Kozami Tatuś dostał podanie (nie fatygował on się specjalnie
bieganiem , tylko czatował statecznie pod bramką przeciwnika czekając okazji),
walnął co sił i piłka przeleciała aż na graniczący ze stadionem basen.
Zamknięty, bo mecz odbywał się około Wielkiej Nocy. No to pobiegli na basen,
żeby tę piłkę odnaleźć (drugiej nie było), przełażą przez płot, a tu - dwa
brytany zęby szczerzą i za portki ciągną. Co było robić, trzeba było iść do
miasta, kierownika basenu szukać, żeby klucze przyniósł, basen otworzył, psy
ujarzmił i piłkę wydał, aby mecz pomiędzy Cieszynem a Kozami był
rozstrzygnięty. Ale w domu go nie ma, mówią, że poszedł do kościoła na gorzkie
żale, ale w kościele też go nie ma. W końcu go znaleźli: w Centralce (taki
lokal pierwszej kategorii) siedział i z księdzem proboszczem, aptekarzem i
kuśnierzem w brydżyka grał. Roberka skończył, proboszcz poszedł odprawić Drogę
Krzyżową, kierownik otworzyć basen i wydać piłkę, a aptekarz i kuśnierz zostali
w Centralce dalej pić. Wyniku nie pamiętam.
DROGA NA CMENTARZE ŻYDOWSKIE
Na cmentarze żydowskie idzie się schodami ulicą Hażlaską (od
miejscowości Hażlach), stromo wzbijającą się w górę, opartą z jednej strony o
mur dawnego cmentarza katolickiego przy Kościele św. Jerzego, a z drugiej o
schody z domami z wychodzącymi na zewnątrz tarasami. Jak w
wielu miastach, tak i tu cmentarze ulokowano na górze, w bliskim sąsiedztwie
trzy: katolicki i dwa żydowskie. Wychodzimy na ostatni taras, jeszcze tylko sto
metrów ostro w górę - i już widzimy po lewej stronie rozwalający się dom i mur zamknięty
bramą na ogół zabezpieczoną drutem - zamiast kłódki.
ZE WSPOMNIEŃ OKUPANTA
To było o drugiej w nocy. Obudził mnie dźwięk mielonego
żelastwa, podbiegłem do okna i zobaczyłem niekończący się sznur czołgów z czerwonymi
gwiazdami na pancerzach przejeżdżający przez most na Bobrówce.
Następnego ranka babcia Weronika obudziła mnie wcześnie:
"Idź do Lorka (to taki sklep spożywczy) i kup 10 kilo mąki, 5 kilo cukru,
2 kilo słoniny i 8 kostek masła! I magi, budyniu i kisielu!" No co mój
tata: "Babciu, ale po co tyle tego?" "Dwie wojny światowe
przeżyłam i wiem co robię!" - odpowiedziała babcia Weronika.
Subskrybuj:
Posty (Atom)