Kartka pocztowa przedstawiająca początek ulicy Hażlaskiej z cmentarzem po lewej stronie i wieżą zamkową oraz browarem w głębi. Przełom XIX i XX. wieku. Źródło - domena publiczna.
Po Cieszynie chodzi się albo w górę, albo w dół. Chodzenie
po Cieszynie może mieć też wymiar łażenia
od cmentarza do cmentarza i na końcu do knajpy.
Jest w Cieszynie ulica Hażlaska, idąca od kościoła
św. Jerzego stromo w górę. Na początku wygięta w łuk, oparty z jednej strony o
mur dawnego cmentarza, a z drugiej strony o schody i domy z tarasami łączącymi
się z owymi schodami. Prawie jak we Francji. Kiedyś wyłożona kostką (chyba
porfirem z Alwerni), niedawno zalana asfaltem.
Idąc tą ulicą, wzdłuż cmentarnego muru, niemal słyszy się głosy duszyczek umarłych dzieci szukające miejsca pomiędzy niebem a ziemią z drugiej części "Dziadów": "Do mamy lecim, do mamy". Przechodząc koło bezimiennych figurek grupy dzieci na nieczynnym cmentarzu przy kościele św. Jerzego, ma się wrażenie, że te kamienne dzieci przez wieczność całą recytować będą słowa Mickiewicza. Przy tym średniowiecznym kościele istniał szpital, a przy szpitalu cmentarz, który do końca XIX wieku funkcjonował jako jeden z cmentarzy miejskich. Kiedy w 1891 założono nowy cmentarz komunalny, przeniesiono tam co bardziej zasłużonych zmarłych, resztę pozostawiając na zboczu wzgórza wznoszącym się nad kościołem św. Jerzego.