2017
Autobus zatrzymuje się pod
Zamkiem w miejscu, gdzie uprawialiśmy (a także inni mieszkańcy browaru)
ogródek, gdzie zbierałem ogórki, pomidory, kapustę, a nawet kopałem ziemniaki.
Obok były kurniki.
1968
Obok kurnika, przed
budynkiem mieszczącym umywalnię, siedzą
na ławeczce pani Ch. i pan K. Patrzą na tory kolejowe wzdłuż ulicy Dojazdowej,
przed chwilą przejechała tamtędy czerwona drezyna: samochód osobowy
"Warszawa" przystosowany do jazdy po torach kolejowych...
1944
... jakby po cichu bez
towarzyszącemu zwykle przejazdowi przez rogatki gwizdowi parowozu przetacza się
towarowy pociąg a w każdym wagonie malutkie okienko zasłonięte drutem
kolczastym i za tym drutem twarze stłoczonych i łapiących powietrze ludzi: "powinni
ich wieźć przez Oderberg i Seibersdorf a nie tędy przez Teschen - Ost" słyszę
jak koło mnie ktoś do siebie mruczy odwracam się przecież nie ma nikogo
1968
na wolnym torze stoi
biały towarowy wagon z napisem piwo pewno będą go zaraz napełniać albo opróżniać
pani Ch, do pana K.:
-Kupujecie w tym roku
babucia na święta?
1913
pan Ch. odpowiada pani
K.
- Mam trzysta koron w
kapsie, cały dziwoki, jadę do Ostrawy kupować cycoki"
2017
Pasażer z kolejnego
autobusu:
- Proszę pana, którędy
do Czeskiego Cieszyna?
- Prosto, potem w
prawo, trochę w górę ulicą Zamkową i już będzie most graniczny. Zresztą pójdę
kawałek z panią/panem.
Towarzyszący mi pasażer
śpieszy się, odchodzi, przemienia się w psa, ja zaś w barze na rogu Bednarskiej
i Zamkowej zjadam bogracz, dobre, następnym razem zaryzykuję płucka na kwaśno,
jedząc wpatruję się w nieistniejący już kwartał XVI - wiecznych budynków, z zajazdem
"Pod Modrą Gwiazdą" i warsztatem szewskim Nikla, który to kwartał
jakieś dwadzieścia parę lat temu rozpadł się ze starości.
2017
Idę ulicą Zamkową lekko
pod górę, mijam zakład fryzjerski z napisem "Uczes modny" i
zatrzymuję się pod tablicą z klepsydrami. To taki cieszyński zwyczaj - iść pod
taką tablicę (jest ich kilka w Cieszynie), żeby zobaczyć kto umarł. Miasto
małe, ludzie się znają.
0000
Nie ma klepsydr, jest
za to afisz w czarnej obwódce z napisem "Spis wszystkich umarłych
mieszkańców Cieszyna od wiaropodobnego założenia miasta w roku 810 do chwili
obecnej". Litery zaczynają się poruszać, zmieniać swoje miejsce w szeregu,
w szyku zdania, przemieniają się w malutkie czarne postaci, a potem postaci
przemieniają się w cyfry i znów w litery, aż w końcu układają się w napis
"Księga adresowa miasta Cieszyna. Miasto Cieszyn liczyło z dniem
31./10./1930 16.884 mieszkańców":
Kramarczyk Rudolf
Mehofer Anna
Leinkram Naftali
Slezak Marja i König
Olga
Buchta Rudolf i Antonja
Pipersberg Jakób
Waldner Adolf
Żarłok Jerzy
Penkala Helena i Halthof
Anna
Szefczyk Jan
Braunfeld Emil i
Klapholz Dawid i Berta
Walarus Marja
Lukas Władysława Marja
Kantor Terezja
Czarniecki Jan i Marja
Prochaska Olga
Huppert Jakób i
Charlota
Fuchsbrunner Abraham, Samuel i Mindle recte Tauber
Oleks Adela
Struhal Joanna
Góralik Franciszek
Dusil Marja i Walter
Hr. Larisch - Mönnich Henryk
Kernkraut Eliasz i Berta
Koczeńda Jan i Anna
Rozhrój Karol i Agn.
Obraczay Gustaw
Hlawajczyk Wincenty i
Józefa
Quis Rudolf, Joanna,
Józef i Marja
Dr. Hulek Leonard i
Wilhelmina
Kiszka Gustaw
Lichtwitz Olga
Nadlar Armin
Pukalski Marja
Kłapsia Andrzej i Anna
Polok Zuzanna
Gabzdil Joanna
Pomerantz Babeta
Znów litery
przemieniają się w ludzi, potem ludzie w cyfry. Jak żona Lota oglądam się za
siebie, tylko nie przemieniam się w słup soli, ale opieram się o mur oporowy
cieszyńskiego zamku, odwracam się, tablicy z już nie ma, tylko ktoś napisał
kredą na murze: KUP SE TRUPA U SKUDRZYKA.
2017
Kieruję się w stronę
oranżerii, gdzie leją znakomite piwo i robią piękne czopki piwne i tam daję
sobie piwo z cieszyńskiego browaru, oczywiście, co należy mi się jako
strudzonemu wędrowcy. Piwo popijam kawą ze śmietanką. Pijąc wpatruję się w pomnik legionisty (albo -
jak mówią w Cieszynie - Ślązaczki), wściekłej Furii z mieczem skierowanym w
stronę Republiki Czeskiej. Teraz, co najwyżej, ten miecz wskazuje drogę do
czeskiej hospody.
2020
Na moście granicznym
stoi zamaskowany żołnierz Wojska Polskiego z długą bronią maszynową gotową do
strzału.
1913
Spoglądam na fontannę
stojącą przed zamkiem myśliwskim Habsburgów, ale nadjeżdża tramwaj w stronę
Rynku, więc wsiadam. Kupuję bilet za 12 halerzy i wspinam się wraz z tramwajem w
górę ulicą Arcyksiężnej Stefanii. Nad ulicą unosi się balon, stojący w jego
koszu panowie unosząc cylindry pozdrawiają tłumy na ulicy. W tramwaju
sympatyczny, ale kompletnie przemoczony deszczem i trochę pijany jegomość w
kapeluszu i pod wąsem krzyczy: "Die schönsten Mädchen in ganzen land
findet man am Olsastrand, nicht war?"
2017
Mijam na Głębokiej
sklep "wszystko za ileś tam (ale mało) złotych". Kupuję
wystrzeliwaczkę i łapaczkę do malutkich piłeczek.
1913
Wysiadam z tramwaju na
przystanku Alter Markt, schodzę ulicą Arcyksiężny Stefanii w dół, mijam
Pierwszy Cieszyński Salon Mody Damskiej "Zur Wiederin" i oto już
jestem w restauracji hotelu "Austria", siadam na drewnianym krześle
przy czteroosobowym stoliku, chłopiec podaje mi na drewnianym kiju najświeższy
numer "Gwiazdki Cieszyńskiej", oberst przyjmuje zamówienie. Nie trzeba nic mówić, porozumiewamy się tylko
skinieniem głowy i drobnymi gestami. Upijam łyk młodego, białego, lekko
musującego wina i już mam zabrać się za zamówiony tafelspitz, przedtem wyssawszy
szpik z kości pływającej w rosole, właściwie to ten szpik trzeba rozsmarować na
ciemnym chlebie...
2019
... ale zamiast talerza
na stole jest czerwony koszyk z napisem "Rossman", a w nim paczka
chusteczek higienicznych i płyn do płukania ust.
Wychodzę, idę w górę Głęboką, mijam strefę ducha czyli księgarnię, po drugiej stronie lauby, sklep mięsny oflizowany berlińskim kafelkami z początku ubiegłego stulecia, kaplica, krzyż, nieistniejące już Diabelskie Podcienia.
Wychodzę, idę w górę Głęboką, mijam strefę ducha czyli księgarnię, po drugiej stronie lauby, sklep mięsny oflizowany berlińskim kafelkami z początku ubiegłego stulecia, kaplica, krzyż, nieistniejące już Diabelskie Podcienia.
2020
Zaraz, zaraz, jak się
ta pusta ulica nazywa: Głęboka? Armii Czerwonej? Polska? Tiefe Gasse? Legionów?
Polnische Gasse? Kronprinzessin Stephaniestraße ?
Erzherzog Karl Franz Josefstraße? W każdym razie ta ulica kończy się i jestem
na środku placu, z wyschniętą fontanną i figurą św. Floriana pośrodku. Ostre
słońce południowej godziny sprawia, że domy, budynek banku, ratusz, hotel,
poczta - wszystko rzuca cień. Tylko ja nie rzucam cienia, poza tym na Rynku
nikogo, poza mną, nie ma.
Widzę, że pod pocztą,
pod czerwoną skrzynką, uformował się stosik niewrzuconych listów i kartek
pocztowych. Zbliżam się, oglądam, na żadnej z nich nie ma pełnego adresu - to
znaczy albo jest tylko nazwa ulicy, a nie ma nazwy miejscowości, albo jest imię
i nazwisko odbiorcy, a nie ma żadnego adresu, albo jest tylko nazwa
miejscowości i nic więcej. Ponieważ jestem kolekcjonerem pocztówek i widokówek,
zbieram je. Na jednej z nich jest napis: "Pozdrowienia z Cieszyna spod
dobrej daty".
W końcu ktoś przykleja
mi na czole znaczek, przybija stempel i wrzuca do skrzynki na listy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz