Na cmentarze żydowskie idzie się schodami ulicą Hażlaską (od
miejscowości Hażlach), stromo wzbijającą się w górę, opartą z jednej strony o
mur dawnego cmentarza katolickiego przy Kościele św. Jerzego, a z drugiej o
schody z domami z wychodzącymi na zewnątrz tarasami. Jak w
wielu miastach, tak i tu cmentarze ulokowano na górze, w bliskim sąsiedztwie
trzy: katolicki i dwa żydowskie. Wychodzimy na ostatni taras, jeszcze tylko sto
metrów ostro w górę - i już widzimy po lewej stronie rozwalający się dom i mur zamknięty
bramą na ogół zabezpieczoną drutem - zamiast kłódki.
Legenda głosiła, że najstarsze groby żydowskie pochodzą ze
średniowiecza. To nieprawda, one są całkiem młode, bo pochodzą z XVII wieku, z
czasów, gdy księżna Elżbieta Lukrecja, ostatnia piastowska władczyni Śląska
Cieszyńskiego zezwoliła na wyznaczenie miejsca dla pochówku rodziny i służby
Żyda z Brna, Jakuba Singera (1647 rok). Ten Singer, został z bratem Mojżeszem
ściągnięty do Cieszyna przez księżnę Elżbietę Lukrecję, która nie bacząc na
zakazy dotyczące osiedlania Żydów w Cesarstwie, powierzyła braciom Singerom
pobór myta na terenie Księstwa. Potem
powiększano ów cmentarz, aż w końcu osiągnął rozmiar prawie hektara i pod
koniec XIX wieku stał się zbyt mały dla przyjmowania nowych zmarłych - w
związku z czym wybudowano nowy cmentarz, kilkadziesiąt metrów dalej, idąc
ciągle pod górę. Cmentarze zarządzane były przez Gminę Żydowską, w której
imieniu działało Bractwo Pogrzebowe "Chewra Kadischa".
"Po śmierci ortodoksyjnego Żyda najpierw obmywano zwłoki
zmarłego. Następnie kładziono go na kamiennej posadzce, na gałęziach
świerkowych. Dwóch członków rodziny czuwało przy zapalonych świecach, modląc
się przez dwie doby. Czyniono to dlatego, gdyż zdarzało się, że pogrzebano
człowieka w stanie śpiączki. Następnie zawijano zmarłego w prześcieradło i
wkładano do trumny z nieheblowanych desek. Aby ułatwić działanie robakom, oczy
zmarłego smarowano białkiem. Po tym zabiegu kładziono zmarłego do grobu. W
pogrzebie żydowskim brały udział płaczki, które idąc w kondukcie zachwalały
zalety zmarłego, licząc przy tym na wynagrodzenie". (Franciszek Pasz)
Nekropolia liczy dwa tysiące grobów. Większość inskrypcji
jest po niemiecku, zdarzają się po hebrajsku, tylko jedna inskrypcja jest po
polsku; na nagrobku warszawskiego Żyda, kupca Dawida Bergsona z Warszawy, który
bawiąc przejazdem w Cieszynie znalazł w nim
śmierć . Większość Żydów cieszyńskich była jednak Niemcami i to głównie bogatymi Niemcami. Podobno byli lojalnymi Niemcami, kochającymi
swoją niemiecką ojczyznę. W latach trzydziestych, gdy faszyści wprowadzali
swoje porządki w Niemczech i nieodległej Austrii, ich krewni z tych krajów
ostrzegali ich: jeśli możecie - wyjedźcie stąd, tu was zabiją. Ale nie dawano im wiary. W czasie II. wojny
światowej ich niemieccy rodacy w mundurach SS
traktowali ten cmentarz jako miejsce mordów tych, co według niech
niepotrzebni: między innym czeskich skautów z Ostrawy, a także więźniów z aresztu gestapo w Cieszynie i nawet jednego
Włocha (łącznie 81 osób). Tej egzekucji dokonano tuż przed wycofaniem się wojsk
niemieckich z Cieszyna w maju 1945. Zaraz potem dokonano ekshumacji
zamordowanych na Cmentarz Komunalny i pamięć tej ekshumacji długo żyła wśród
cieszyniaków: wiosna 1945 była gorąca, zapach rozkładających się ciał unosił
się ponad całym miastem, a wielu przyszło na tę ekshumację, aby odszukać swoich bliskich. Przez lata krążyły opowieści
o krzykach mordowanych dobywających się nocą z ogrodzonego murem cmentarza
jeszcze wiele lat po tragedii. W związku z czym miejsce to - jako przeklęte -
było omijane przez miejscowych meneli, a także amatorów macew pozyskiwanych w
celach budowlanych (choć jednak część nagrobków skradziono).
Przy cmentarzu stoi budynek domu przedpogrzebowego, w którym
znajdowało się mieszkanie strażnika cmentarza i stajnia dla koni
karawaniarskich. Za czasów komuny urządzono w nim jakiś magazyn, w związku z
czym jakoś przetrwał - teraz po prostu wali się, podobnie jak mur, którym
ogrodzony jest cmentarz. Dzięki czemu zresztą można na teren cmentarza wejść -
przechadzając się rodzajem nasypu w miejscu walącego się muru. Patrząc w dół
można zobaczyć cieszyńską dolinę Jozafata: setki kamieni nagrobnych otoczonych
mieniącym się wszystkimi kolorami wiekowym bluszczem, a to wszystko na tle idyllicznych
Beskidów.
Idąc kilkadziesiąt metrów dalej w górę znajdziemy nowy
cmentarz żydowski, założony w 1907 z - niegdyś pięknym - domem przedpogrzebowym
zaprojektowanym przez wiedeńskiego architekta, resztami bogatych grobów i
resztą bramy. Ostatni pochówek odbył się tu jeszcze w 1961 roku. Do początku
lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku cmentarz znajdował się jeszcze w jakim
takim stanie, potem nastąpił okres gierkowskiej prosperity: ludzie zaczęli
sobie stawiać domki jednorodzinne ,a cmentarz traktowali jako bezpłatny magazyn
kamieni budowlanych. Ta grabież i profanacja dokonywała się często w biały
dzień, kiedy to na cmentarz zajeżdżały małe fiaty albo i traktory z przyczepą i
rwały z ziemi płyty nagrobne, elementy grobów, odbijano tablice znajdujące się
w domu przedpogrzebowym. W latach dziewięćdziesiątych dzięki donacji potomków
cieszyńskich Żydów żyjących resztki cmentarza doprowadzono do stanu przyzwoitości. Paradoks polega na tym,
że przekleństwo miejsca masowego mordu pozwoliło przetrwać staremu cmentarzowi,
natomiast nowy cmentarz uległ ludzkiej pazerności, głupocie i braku poczucia
jakiejkolwiek więzi kulturowej z Żydami.
Najczęstszą inskrypcją na żydowskich macewach jest
"Friede ihrer Asche". Pokój ich prochom.
Korzystałem z tekstu Janusza Spyry zawartego w broszurze "Śladami cieszyńskich Żydów" wydanej w 2007 roku przez Urząd Miejski w Cieszynie.
Cytat pochodzi z
książki: Franciszek Pasz, Nasze miasto Cieszyn, Cieszyn 2010, wydawca mgr Zofia
Kabiesz, Cieszyn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz