Znacie legendę o trzech braciach: Lechu, Czechu i
Rusie, którzy poszli w swoje strony: jeden na północ (Lech), drugi na południe
(Czech), a trzeci na wschód (Rus)? Tam założyli swoje państwa, ale tak za sobą
tęsknili, że postanowili się odszukać. Co w końcu się stało, a w miejscu gdzie
się spotkali wytrysnęło cudowne źródło, a bracia tak się cieszyli, że na
miejscu owego spotkania założyli miasto Cieszynem zwane. W połowie XIX wieku w
tym miejscu postawiono żelazną studnię ku upamiętnieniu i ozdobiono ją trzema
tablicami: po łacinie, po polsku i po niemiecku
(tę niemiecką potem zamalowano). Dziś to miasto leży w dwu państwach:
Polsce i Czechach. Istnieje graniczące z
pewnością prawdopodobieństwo, że bracia Lech i Czech byli bliźniakami, jako że
bliźniacze są nasze narody. A co z Rusem? Też brat, ale poniosło go Karpatami
na wschód, i stał się Łemkiem, Bojkiem, albo Hucułem. Ale też część potomków
Lecha - Wołosi - zawróciła na zachód, ubrała kłobuki jak zbój Rumcajs, przyjęła
ewangelicką wiarę i z powrotem osiedliła się na śląsko - morawskiej ziemi. Choć
i to trzeba powiedzieć, że na tablicach (i w niektórych wersjach tej legendy)
Rusa zastąpiono Bolkiem.
Ciekawe, że zacni cieszyńscy rajcowie, zapewne w
większości Niemcy postawili budowlę o znaczeniu symbolicznym: studnię.
Symbolizuje ona różne rzeczy, a częste w baśniach zejście w głąb studni to
symbol zejścia w podświadomość. Prawda jest na dnie studni - powiada
przysłowie. Popatrzmy przez chwilę - i zobaczymy, jak woda odbija - niczym w krzywym
lustrze - nasze wzajemne stereotypy. Z jednej strony lustra Czech, z drugiej
Lech i próbują sie dogadać. Lech mówi "Szukam swego przyjaciela". A
Czech na to: "Ty buzerancie!".
Oba języki - polski i czeski wywodzą się z tego
samego języka starosłowiańskiego, stworzonego na bazie języka
greckiego dla potrzeb liturgii przez świętych Cyryla i Metodego, patronów
Europy. Do tej pory w obu krajach, Polsce i Czechach istnieje dość powszechne
(i fałszywe) przekonanie, że po pierwsze jeden język jest parodią drugiego (to
znaczy, dla Czechów język polski jest parodią czeskiego, brzmiąc jak niemowlęce
gaworzenie - podobnie Polacy stereotypowo odbierają czeszczyznę jako parodię
polszczyzny); a po drugie, że łatwo się wzajemnie porozumieć używając tych
języków. Co nie jest takie oczywiste, choćby przez to, że wiele słów brzmiących
tak samo, ma w obu językach zupełnie różne znaczenia: "szukać",
"piwnica", "sklep", "obchód", "zachód",
"wyprawa", "zmarzlina", "napad",
"bydle", "picie" i wiele, wiele innych - prowadzi to często
do na ogół zabawnych nieporozumień. Jeszcze raz o szukaniu, bo to ciekawy przykład:
"Szukam sweho przekladatela" - powiedziała kiedyś łamaną czeszczyzną
dama z Polski do recepcjonistki hotelu w Pradze. Na co ona zgorszona: "Udělej to s tím, co chcete-
mnie w to nie michajte". A z kolei bracia Czesi przy pierwszej wizycie
w Polsce dziwią się, czemu ci Polacy ciągle i wszędzie siedzą w piwnicach, bo co
kawałek to sklep i sklep i sklep. Nasz bardzo cieszy rozpustna kawa, a ich
rozśmiesza kawa parzona. Itd., itp., etc., Takich przykładów rozmówek polsko
- czeskich (Polština - Česká konverzace) można by podać niekończącą się ilość.
A
przecież najstarsze zadanie zapisane w języku polskim brzmi "Daj, ać ja
pobrusze, a ty pocziwaj" - i to zdanie brzmiało tak samo w ówczesnej czeszczyźnie, jako, że w
średniowieczu używaliśmy prawie takiego samego języka. Albo XV-wieczna "Gra
o świętej Dorocie", uchodząca za jeden z najpiękniejszych zabytków języka
polskiego, gdzie pohan każe je hławkę ścięci, czym kroczasze na śmierć św.
Dorota specjalne się nie przejmuje, albowiem wie, że trafi do "zahradki, do
rozkosznej, gdzież owoce rozliczne, jabłka, kwiecie i rożą budu targaci".
Posłuchajcie, jak to brzmi. A to tylko jeden z wielu przykładów...
Polska
historia i tradycja pełna jest dzielnych i wojowniczych rycerzy - najlepiej
opisanych przez Sienkiewicza w postaciach Skrzetuskiego, Kmicica i
Wołodyjowskiego, natomiast czeski żołnierz kojarzy się z dobrym wojakiem
Szwejkiem. Wynika to z dwóch odmiennych etosów obecnych w kulturze i tradycji
obu narodów: etosu rycerskiego - bardzo silnego w Polsce, a prawie nieobecnego
w Czechach i odwrotnie; etosu plebejskiego- bardzo mocnego w Czechach, a
słabego w Polsce. Wyimaginujmy sobie spotkanie bohaterów "Trylogii" z
bohaterami z opowieści Szwejka. Wyobrażoną
przestrzenią, w której owa konfrontacja by się odbywała byłaby czeska hospoda,
miejsce niezwykle dla Czechów ważne, jako, że jak pisał pewien angielski podróżnik
opisujący obyczaje naszych południowych sąsiadów; "Picie to w końcu
czynność społeczna, rządząca się swymi prawami i wymagająca poszanowania pewnych
zasad" (Tim Nollen, "Spokojnie, to tylko Czechy"). Czyli raczej
kompaniji Kmicica nie dopuścilibyśmy do takiego spotkania, bo generalnie oni po
alkoholu to mieli w dupie poszanowanie społecznych zasad przy piciu i całą
hospodę by zdemolowali - tak jak karczmę pomiedzy Wołmontowiczami a Mitrunami. Ale
po polskiej stronie byłby jeszcze Józwa Butrym Bez Nogi (choć to po prawdzie
Litwin), porządek by zaprowadził i kilku naszych bohaterów ostało by się
jeszcze żywych w tej gospodzie. Może podjęliby temat najświętszej wiary i
świętych obrazów, ze szczególnym uwzględnieniem Matki Boskiej Częstochowskiej,
której to Kmicic ofiarować perły i inne kamuszki z bojarskich kołpaków zerwane?
A jaki święty obraz widzieliby Czesi? A,
choćby i taki, wiszący w zakrystii kapelana Katza: "patrzył na niego uporczywie jakiś
męczennik. Miał on wbite w pośladek zęby piły, którą piłowali jacyś rzymscy
żołdacy. Na twarzy męczennika nie było widać ani śladu cierpienia, nie malował
się na niej ani radość, ani żar męczeński. Patrzył tylko ze zdziwieniem, jakby
chciał rzec: "Jak też do tego właściwie doszło? Co, panowie, ze mną
robicie?" (Jaroslav Hašek, Przygody dobrego wojaka Szwejka).
Nic
bardziej fałszywego, jak wyobrażenie Czecha jako sympatycznego i łagodnego kretyna
otumianego hektolitrami piwa - coś na kształt Szwejka, którym to słowem określa
się wojskowego safandułę, niezdolnego do skutecznej służby i walki. Oczywiście
w przeciwieństwie do naszych, polskich bohaterów i bojowników, których mamy na
kopy. Po pierwsze - ten archetypiczny Szwejk wcale nie był taki łagodny - skoro
sam się chwalił tym, że udusił Cygana. Po drugie czeski żołnierz bywa bohaterski
(i skuteczny, co przede wszystkim) - ostatecznie to czeski (i słowacki)
cichociemny dokonał w Pradze udanego zamachu na Reinharda Heydricha,
organizatora Holocaustu, szefa służb bezpieczeństwa III Rzeszy, protektora
Czech i Moraw. Był to zamach na najwyższego rangą funcjonariusza
nazistowskiego, jaki udał się podczas
Drugiej Wojny Światowej.
W lustrze stereotypów odbijają się tematy trudne, jak choćby konflikty zbrojne, jakie w naszej
wspólnej, polsko-czeskiej historii się zdarzały (na szczęście rzadko). Warto na
przykład spojrzeć na konflikt o Zaolzie
w latach 1918- 1920 widzianym przez pryzmat
druków propagandowych polskich i czeskich.
Szczególne ciekawa jest
ulotka antypolska, coś na kształt dekalogu - napisana językiem bardziej
podobnym do polskiego niż do czeskiego (widocznie takim językiem porozumiewali
się mieszkańcy Śląska Cieszyńskiego), za to w pisowni użyto czeskich znaków.
Ulotka
antyczeska napisana jest po czesku, tekst jest krótki i, gdyż ulotka operuje
nie tekstem, tylko prostym przekazem
graficznym: obleśna czeska małpa próbuje się dobrać do twardego orzecha -
cieszyńskiego śląska. Oczywiście są ulotki antypolskie przekazujące swoje
przesłanie przy pomocy grafiki: oto czeski zapewne heros z potężnymi pośladkami
odpycha jedną ręką monstrualne ptaszysko przypominające polskiego orła. Dziś te
ulotki śmieszą (przynajmniej mnie), kiedyś miały - o zgrozo! - przekonywać.
Przecież nie jesteśmy wyjątkowi. Co powiedzieć o
stereotypach węgiersko słowackich. Krwawy Madziar katujący przy pomocy hajduków
słowackich zbójów? Tym też się zajmiemy, spokojna głowa.
Jeden jest sposób na rozbrojenie stereotypów - odbić
je w krzywym zwierciadle. Niech Czech spogląda na Lecha, Madziar na Słowaka - a
wszyscy razem na siebie. Śmiechu będzie przy tym co niemiara.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz