Dla symetrii inne wspomnienie. 10 listopada 1982, jestem w Cieszynie, telefon do Mamy, która wesołym głosem: "Wiesiu, Wiesiu, przed chwila podali, że umarł Breżniew!". I jeszcze weselej: "A Czesi już zdążyli się oflagować, idź zobacz!". Sprawdzam, rzeczywiście, spiker w radio i TV obwieszcza, że KC KPZR z bólem i żalem etc. etc. No to lecę, u nas w Polsce nie ma jeszcze nic na ulicach, żadnych flag żałobnych ani narodowych, nic. Trudno się dziwić, Breżniew ledwo ostygł. Podbiegam na koniec ulicy Armii Czerwonej, patrzę na czeską stronę: a tam czarno, czerwono, biało-czerwono z niebieskim trójkątem w środku, w ogóle - oficjalna żałoba i rozpacz. Ale mieli refleks! Jak oni to wszystko w kilkadziesiąt minut zdążyli przygotować?
A może to Czechosłowacy załatwili Breżniewa? Wszystko to być może, choćby i tak, że mu Gustaw Husak z Lubomirem Sztrougalem polali beherowki, zmieszali z miętowym fernetem, a na koniec dobili słowacką borowiczką. Każdy by od tego kipnął, a co dopiero Breżniew.
Zdjęcie z Facebooka użytkownika Děda Milan.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz