1.
Siedzący nad rzeką (a właściwie na rzece) miś czule oblizuje
łapkę - zapewne po spożyciu czekoladowego wafelka. Albo inny miś, a właściwie
niedźwiedź, sunący na czterech łapach po owego wafelka. Na obu obrazkach (a
właściwie logotypach) napis: OLZA.
Drugi rysunek wyobrażał piastowską wieżę zdającą się
płynąć na chmurze - pod spodem napis POLWID (artystyczny skrót od "polski
widelec").
I ostatni rysunek: ta sama (choć inaczej narysowana)
wieża i napis: "1846 BRACKIE Cieszyn". Mistrzowsko przekazane
podstawowe informacje: nazwa produktu, miasto, z którego pochodzi i data jego
powstania. I rysunek wieży ładny.
Czekoladowe wafelki, sztućce i piwo. Każdy z tych produktów oznaczony logotypem kojarzącym się z miastem: rzeką, zamkiem - wreszcie nazwą miasta: Cieszyn.
Jedna z tych firm już nie istnieje: cieszyński POLWID,
przez cały okres PRL-u wytwarzający solidne niczym cieszyńskie mieszczaństwo
zestawy chromoniklowanych sztućców do obiadów i łyżeczek do poobiedniej kawy. Pięknie
i oryginalnie zaprojektowane, w stylu lat sześćdziesiątych . POLWID padł, w
gruncie rzeczy nie wiedzieć czemu, początkiem lat dziewięćdziesiątych
dwudziestego wieku, czy wskutek konkurencji taniego, importowanego z Chin
badziewia, czy wskutek jakiejś bandyckiej prywatyzacji, czy wrogiego przejęcia.
Nie wiem, ale wiem, że była to zbrodnia - raz na użytkownikach sztućców, dwa -
na wizerunku miasta. Na pocieszenie można dodać, że zestawy polwidowe można
dostać jeszcze na Allegro i wcale nie osiągają niskich cen. A zestaw, który mam
w domu służy mi z powodzeniem od
czterdziestu lat.
Druga marka istnieje życiem fałszywym i ukradzionym.
Napisano na opakowaniu: "Od 1955 roku" Ale ten princek (jakby kto nie
wiedział, tak w Cieszynie mówi się na wafelki Prince Polo) w niczym nie
przypomina princka właściwego, historycznego w którym nie było żadnego
polirycynoleinianu poliglicerolu, "tłuszczu shea w zmiennych
proporcjach", lecytyny sojowej, maltodekstryny - za to teraz nie szczędzą aż dwóch olei: rzepakowego
i palmowego i jeszcze dodają węglanów amonu! Na princku classic napisane jest "Może
zawierać orzechy". Może, ale nie musi. Co prawda od biedy zjeść się da, tylko że grozi to mdłościami od nadmiaru
cukru. Ale nie ma już niedźwiadka na opakowaniu, jest jedynie niebieski
kwadracik z napisem OLZA. I tyle. Żadnego Cieszyna, za to jest Warszawa, jako miejsce
dystrybucji i nazwa międzynarodowej korporacji - eksterytorialna. Kilka
banalnych przypomnień: wafelkami PRINCE POLO zajadała się cała Polska i jeszcze
kawał świata, a w szczególności Islandczycy (którzy za princki płacili
śledziami, skąd wzięły się cieszyńskie kanapki) i nawet założyli kapelę "Prins Póló" ku czci princka. W
latach siedemdziesiątych trójkątna odmiana princka była sprzedawana do krajów
arabskich, gdzie służyła jako obowiązkowe drugie śniadanie, fundowane przez arabskich szejków naftowych tamtejszej szkolnej
dziatwie. Były jeszcze inne produkty cieszyńskiej OLZY, sprzedawane między
innymi w firmowym sklepie "Czerwony Kapturek" na głównej ulicy
cieszyńskiej metropolii, jak na przykład "Draże Indyjskie": orzechy
arachidowe oblane cukrową polewą, a każde w innym kolorze. To wszystko szlag
trafił, razem z obrazem niedźwiadka i
napisem OLZA.
Jeszcze nie tak dawno temu u podnóża cieszyńskiego
zamku powiewały zielone chorągwie z
napisem BRACKIE i logotypem opisanym powyżej. Ten piękny logotyp zanika, jest
go coraz mniej, za to pojawiają się coraz to nowe logotypy - jak np. ten
ostatni: z daleka albo na kapslu wygląda to jak haczyk, jeśli się temu bliżej
przyjrzeć to jest tam rysunek wieży zamkowej, tylko jakiś toporny. Napis "Cieszyn"
też jest - złożony czcionką przypominającą germańską szwabachę.
2.
Przed kilku
laty w świat poszła informacja o redukcji sprzedaży piwa Brackie, a internecie
pojawiła sie petycja o przywrócenie jego produkcji. Korporacja Heineken, która
jest właścicielką Browaru Żywiec, a także o 2011 właścicielką Browaru Zamkowego
w Cieszynie zdecydowała, że nie będzie
już sprzedawać tego piwa w butelkach (ze sprzedaży w puszkach zrezygnowano już
wcześniej - i bardzo dobrze), decydując się jedynie na sprzedaż piwa w tzw.
kegach to znaczy do bezpośredniego nalewania do kufli i szklanek w knajpach,
gospodach, restauracjach i pubach. "Dedykujemy
do sprzedaży to piwo w tym kanale" - jak niezrównanym językiem
współczesnych korporacji powiedziała jedna z niewiast z
żywiecko-heinekenowskiego brandingu (albo promocji - wszystko jedno).
Nieszczęście
zaczęło się od przejęcia marki
"Brackie" przez Browar Żywiec, który nie ma żadnych możliwości
wyprodukowania takiego piwa - ponieważ, nie ma tam kadzi do otwartej
fermentacji (w których robi się to piwo na browarze w Cieszynie), ponadto
produkuje się tam piwo metodą w tankofermentatorach - łącząc proces fermentacji
i leżakowania, co - aczkolwiek masowo stosowane przez korporacyjne
koncerny browarnicze (celowo używam tego obrzydliwego słowa, bo na słowo
"piwowarskie" te koncerny nie zasługują) - jest gwałtem zadanym
szlachetnej sztuce piwowarstwa.
Oczywiście, chytrusy z żywieckiej korporacji próbują sprzedawać pod marką
"Brackie" różne piwopodobne płyny, jak np. wprowadzane z małą
skutecznością od kilku lat "Brackie Pils" czy też ostatni horror,
czyli "Brackie Żateckie" Ale klienci nie dali się zwieść, popatrzyli,
gdzie te piwa są produkowane, spróbowali - i nie kupują ich.
3.
Browar w
Cieszynie warzy piwo nieprzerwanie od 1846 roku i jest najstarszym, nieustannie
działającym browarem w Polsce. Powstał on zresztą w ramach walki ówczesnych
austriackich władz i obu kościołów: katolickiego i ewangelickiego z szerzącą
się na Śląsku Cieszyńskim plagą pijaństwa, o czym świadczy zarządzenie tychże
władz, które wybudowały browar: "Z wielu względów wyższe władze poczuły
się zobowiązane do znalezienia właściwych środków, aby udostępnić publiczności,
z szczególnie poddanym, celem powstrzymania zbyt wielkiego spożycia wódki, inny
trunek o niższej cenie, korzystniejszy dla zdrowia i odpowiedniejszy do
położenie materialnego ludności wiejskiej"[1].
Nawet
obdarzano tym napojem dziatwę szkolną, jak np. w Gminie Simoradz, kiedy z
okazji obchodów 50-lecia panowania Franciszka Józefa, dzieci i młodzież szkolna
dostała po bułce, kiełbasce i kuflu cieszyńskiego piwa. [2]
Czytam znakomicie zredagowane i wydane przez Książnicę Cieszyńską dzienniki
Andrzeja Cinciały.[3]
Ów legendarny budziciel życia narodowego na Śląsku Cieszyńskim, w roku 1846
(miał wtedy 25 lat), a więc w roku kiedy otwarto cieszyński browar dzień po
dniu spędza pracując w kancelarii, czytając książki, pisząc ów dziennik,
słuchając kazań pastora Kłapsi, grając na loterii, spisując ludowe pieśni i
rymowanki, grając w karty, pijąc wino i piwo w stosownej dla siebie kompanii, a
także bardzo często odwiedzając nowy browar, gdzie "pełno pijaków,
jedzoków i graczów było" [4].
Taki był początek Browaru Zamkowego.
"I piwo się wgłowie kręci
Człowiek się
wcale nie smęci
Poskakuje
pogwizduje
I cygarko
zapaluje"[5]
4.
Jan Wojtyła, dyrektor browaru w Cieszynie w latach 1950-1963
Spędziłem pierwsze dwanaście lat życia mieszkając na Browarze Zamkowym, w budynku pod Wieżą Piastowską (mój dziadek, Jan Wojtyła był tam dyrektorem w latach 1950 - 1963), nawet pracowałem tam przez miesiąc myjąc 180-hektolitrowe zbiorniki, w których leżakowało piwo, a do których wchodziło się - będąc zaopatrzonym w wąż z wodą, lampę i szczotkę - przez otwór o wymiarach mniej więcej 120x80 cm. Było to w roku 1974, a ja po prostu poszedłem pracować na browar podczas wakacyjnego miesiąca. Już wtedy sporadycznie i w stanie wyższej konieczności zaczęto stosować enzymy w produkcji piwa. A było to tak: piwo musi po fermentacji kilkanaście dni przeleżeć w tankach, bo inaczej szybko przemieni się w rodzaj octu, czyli mówiąc językiem piwowarów - skozieje. Ale były naciski z góry, żeby tego piwa jak najwięcej rzucać na rynek - no to co było zrobić, trzeba było spuszczać wcześniej niedoleżakowane piwo, a żeby nie skoziało, dosypywano "Cypiska" - proszku do prania odzieży dziecięcej zawierającego enzymy (które rozkładają resztki białek i innych związków organicznych będących pożywką dla bakterii, przemieniających piwo w ocet). Widziałem na własne oczy - aczkolwiek zdarzało się to rzadko i pod pewnego rodzaju przymusem. A teraz enzymy masowo są stosowane w korporacyjnych browarach, gdzie łączy się proces leżakowania i fermentacji.
5.
Największa
bzdura to "upadający browar" (nagłówek bodaj z "Gazety
Wyborczej"). Niby logicznie, bo jak ktoś coś chce zamknąć, albo się tego
pozbyć - to znaczy, że to coś się nie opłacało. Bzdura! Piwo
"Brackie" świetnie się sprzedawało (i nadal sprzedaje) - i to właśnie
jest przyczyną próby likwidacji browaru w Cieszynie razem z
"Brackim", gdyż w miejscach, gdzie podaję się piwo żywieckie i piwo
"Brackie" spada sprzedaż "Żywca" na rzec "Brackiego".
To, co dzieje się od lat to po prostu klasyczne wrogie przejęcie (w ten sposób
Grupa Żywiec przejęła jakiś czas temu świetnie prosperujący browar w Braniewie,
doprowadzając do zniknięcia z rynku dobrego piwa EB). Jednocześnie (może trochę
wcześniej) zaczęła produkować i reklamować upiornie drogie i równie niedobre
piwa, z których jedno nosi znaczącą nazwę :" Ciemna strona Cieszyna".
Poza "Brackim" browar w Cieszynie produkuje jeszcze kilka innych
dobrych piw: lekki "Lager" (którego próbuje się zastąpić
"Noszakiem" - wypić się to da, ale gdzie Noszakowi do Lagera), oparte
na starej recepturze "Mastne" i sprzedawany jako piwo żywieckie
porter. Świetnie tę sytuacją skomentował facebookowy profil "Niepoważny Sląsk Cieszyński":
"ZARZĄDZANIE
W STYLU HOLENDERSKIM
1. PRZENIEŚ
PRODUKCJĘ BRACKIEGO DO ŻYWCA
2. ZACZNIJ
PRODUKOWAĆ PIWA Z MARAKUJĄ i MANGO
3. ZAMKNIJ
BROWAR Z POWODU SŁABYCH WYNIKÓW SPRZEDAŻY."
Jakiś
specjalista od piaru zakwalifikował Browar w Cieszynie do grupy browarów
"rzemieślniczych" (dobrze, że nie "kraftowych"). Słowo
"rzemieślniczy" zupełnie nie pasuje do produkcji piwa, zresztą w tym
kontekście pojawiło się zaledwie jakieś dziesięć lat temu - a poza tym, co za
browar "rzemieślniczy", który produkuje ponad 200 tysięcy hektolitrów
piwa rocznie.
Afera z próbą zamknięcia browaru w Cieszynie to zresztą nic nowego - na początku lat dziewięćdziesiątych po przejęciu browaru cieszyńskiego przez Heinekena, właściciel ten chciał zamienić Browar Zamkowy w rodzaj rozlewni piwa Heineken. Nie dlatego, że browar w Cieszynie nie przynosił zysków, jak najbardziej przynosił - tylko dla globalnej korporacji były one za małe. Nie do przecenienia są tu zasługi dyrektora cieszyńskiego browaru od 1985 r., Tadeusza Kuboka, który jeździł do Amsterdamu na zebrania rady nadzorczej i udało mu się ją przekonać, aby ten - naprawdę wyjątkowy i to w skali europejskiej browar - utrzymać wraz z jego produkcją. Tadeusz Kubok wypromował ( i to na skalę ogólnopolską) markę "Brackie" i wprowadził do produkcji bardzo dobre, oparte na bodaj siedemnastowiecznej recepturze, piwo "Mastne". Niestety, od piętnastu lat przebywa on w zupełnie innych miejscach, skąd ściągnięcie go, aby ratował cieszyński browar jest zupełnie niemożliwe - ale raczy się tam pełnym zestawem piw cieszyńskich od początku powstania browaru w 1846 roku wraz z innymi legendarnymi cieszyńskimi piwowarami: panem Wacławem Mleczką (dziadkiem mistrza świata w MMA, z także żołnierzem Polskich Sił Zbrojnych we Francji podczas drugiej wojny światowej), panem Wiktorem Kitą, panem Florianem Zielonką, panami Chromikiem, Lorancem, Pawlicą i Boćkiem, i innymi, których nazwisk już nie wspomnę - a także moim dziadkiem Janem Wojtyłą.
Piwowar Wacław Mleczko w mundurze żołnierza Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Zdjęcie ze zbiorów Krystyny Błachowicz.Inna sprawa, że dyrektor Kubok za piwem nie przepadał. Natomiast za jego dyrekcji Bracki Browar Zamkowy (bo taka była wtedy jego oficjalna nazwa) prowadził także działalność wydawniczą - czego efektem była wydana w 2002 roku historia cieszyńskiego piwowarstwa zawarta w znakomitej, erudycyjnej książce Ryszarda Kincela "Od Mastnego do Brackiego", w której cieszyńskie piwowarstwo potraktowane zostało jako soczewka skupiająca historię tego miasta.
Tadeusz Kubok, dyrektor browaru w Cieszynie w latach 1985 - 2005. Fot. z książki "Od Mastnego do Brackiegjo"W tym samym
roku Bracki Browar Zamkowy (tym razem pod ksywą Guty na Butach) wydaje
cieniutki tomik "Okropnie świńskie limeryki cieszyńskie". Autor skrył
się pod pseudonimem Wiesław Piasecki - był to (bo już nie żyje) cieszyński
dziennikarz, nauczyciel, redaktor. Limeryk wymaga bardzo precyzyjnej formy, a
treść powinna być sprośna - z czego autor znakomicie się wywiązuje, opisując w
pięciowersowych wierszach miejscowości Śląska Cieszyńskiego. O Cieszynie pisze
tak:
"Dzielny Jurek, co to był z Cieszyna,
coś nie
bardzo z kobietami zaczynał.
Raz się
zawziął od rana
I wydupczył Floriana.
Jeszcze dotąd ma chuja na szynach" [6]
O wyjątkowości zabytkowego i historycznego Browaru Cieszyńskiego napisano już masę i nie ma potrzeby tego powtarzać. Ale na jedną rzecz chciałby zwrócić uwagę (bo o tym się nie pisze, albo pisze bardzo mało): jest to jeden z dwóch pozostałych po Austriakach browarów w Europie, produkujący piwo metodą naturalnego obiegu cieczy - to jest z góry w dół: na górze się warzy, w środku fermentuje, a na dole leżakuje. I taki jest porządek świata, i taki jest porządek życia człowieka: najpierw jak kiełki jęczmienia słodu kiełkuje on, a w młodości warzą się w nim i mieszają różne wpływy, potem to wszystko razem fermentuje, aż do finalnego dojrzewania i leżakowania. Ważne aby człek nie skoział, jak niedorobione piwo.
6.
To zdjęcie wykonano z okazji 100-lecia istnienia, a więc w roku 1946.
Przedstawia załogę Browaru Zamkowego w Cieszynie. Zrobione zostało na podwórzu,
naprzeciw zamku, pod biurami i mieszkaniami pracowników. Rok po wojnie, wszyscy
pięknie wyszykowani do zdjęcia, na którym są piwowarzy, laboranci, kierownicy,
maszyniści, sekretarki, bednarze, smolarze, stolarze, kierowcy (tylko
browarników brak, bo takie słowo wtedy nie istniało i istnieć nie powinno) oraz
dzieci. Nic dziwnego, skoro pracownicy mieszkali na browarze, w wygodnych
mieszkaniach, a także w murowanych i drewnianych domkach - mieli także tam
ogródki z warzywami i owocowymi drzewami, chlewiki, kurniki i króliczoki. A na
trawniku obok hali maszyn pasły się kozy. I wszędzie: na podwórkach,w hasioku,
słodowniach, warzelniach, fermentacji i leżakowni, na obciągu i rampie, na
smolarni bednarni, a także butelkowni - bawiły się dzieci tych mieszkańców. W
środku ksiądz. Z góry spogląda z okna mieszkania niewiadoma niewiasta.
[1] Ryszard Kincel, "Od
Mastnego do Brackiego", Cieszyn 2000, Bracki Browar Zamkowy, s.53
[2] Ryszard Kincel, "Od
Mastnego ..., s. 87
[3] Andrzej Cinciała, "Dziennik
1846-1853", Wydała Marzena Bogus, Cieszyn 2015, Książnica Cieszyńska
[4] Tamże, s. 129
[5] Tamże, s.144. Pisownia
oryginalna
[6] Wiesław Piasecki, "Okropnie
świńskie limeryki cieszyńskie", Guty na Butach 1642 (Cieszyn, nakładem
Brackiego Browaru Zamkowego), s. 48
Panie Wiesławie, bardzo dobry tekst. Od razu milej doba się kończy. Wspomniane limeryki czytałem po kryjomu, kiedy jeszcze byłem dzieckiem.
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst. Za "małolata" uwielbiałem sprzedawane w tzw. "bączkach" piwo Herbowe. Przy okazji niedawnego szumu medialnego związanego z naszym Browarem, jakoś nie napotykałem na wzmianki o tym produkcie. Wiadomo może coś więcej? Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. O ile pamiętam, "Herbowe" to była "dwunastka", w smaku i mocy trochę podobna do "Brackiego", produkowana w latach siedemdziesiątych (a może nawet od końca sześćdziesiątych) do połowy osiemdziesiątych, kiedy zostało zastąpione przez "Brackie".
UsuńŚwietny tekst. Pamiętam jak ciocia pracowała w olzie i wymieniliśmy jajka za wafle. Nie wczytuje mi się wszystkie zdjęcia.
OdpowiedzUsuńProszę spróbować przeczytać ten sam artykuł na stronie "Tramwaju cieszyńskiego" - może zdjęcia się otworzą
Usuńhttps://tramwajcieszynski.pl/brackie-princki-z-polwidem-w-tle/
witam w latach osiemdziesiątych ważono jeszcze piwo PIASTOWSKIE,czternastka bardzo dobre Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń