wtorek, 6 lutego 2018

Przejazd pociągu w Czech przez rogatkę na ul. Zamkowej


Jestem całą duszą za pociągiem z Frydka - Mistka do Cieszyna  i w ogóle pierwszeństwem i wyższością pociągów nad samochodami, mówię zresztą o tym komentując ten film: "pociąg jest wartością samą w sobie". Mimo, że zamknięcie rogatek trwa 9 minut i w międzyczasie korkuje się Librnia i ul. Michejdy.
No, a teraz trzeba zobaczyć film - tak to wygląda. 

sobota, 20 stycznia 2018

MIĘDZYNARODOWY WYŚCIG PIWNY


Dzisiaj, tj. 20 stycznia 2018 Stoch wyprzedził Freitaga w lotach narciarskich, a my, jako nacja, w roku 2017 wyprzedziliśmy Niemców w piciu piwa. Zresztą trochę się do tego sukcesu przyczyniłem. Braci Czechów nigdy, mam, nadzieję nie wyprzedzimy. Ale mała łyżka dziegciu w tym zestawieniu jest - duża część tego, co piją Polacy nie jest szlachetnym piwem, tylko cieczą z tankofermentatora albo podprawionym spirytusem mózgo- i pęcherzojebem, co ani w Czechach, ani w Niemczech się nie zdarza. No i jeszcze ten brak umiejętności nalewania (w czym przoduje Kraków) i język piwny: za określenia "piję browar" (albo - co gorsza - "browarek" czy też "browcio"), piwo "z kija" albo "nalewaka" i - przede wszystkim - za 'browarnika" skazywałbym na dożywotnią prohibicję.


Cieszyn jest najbardziej piwnym miastem w Polsce, bo czepują tam piwo - co prawda  jeszcze nie wszędzie  - bardzo dobrze. I tam należy uczcić i oblewać (jak najczęściej) ten sukces. W każdym razie proponuję wypić albo Lagera, albo Zdrój Zamkowy, albo Mastne, albo Brackie (albo wszystkie cztery i zakończyć porterem - może być żywiecki bo i tak go warzą w Cieszynie - zakąszonym ciastkiem Marcello z cieszyńskiego "Społem" - poważnie!) produkcji Browaru Zamkowego w Cieszynie, najdłużej funkcjonującego (bo nieprzerwanie od 1846) browaru w Polsce. Gdzie zresztą mieszkałem przez pierwsze 12 lat życia.

czwartek, 11 stycznia 2018

IDEMY I JADEMY


Dla niewtajemniczonego w śląsko-cieszyńską gwarę brzmi to jak tajemnicze rzeczowniki, a po naszemu znaczy to po prostu "idziemy i jedziemy". Niedaleko, przecież.
Kiedy jedzie się z Krakowa do Cieszyna już w Wadowicach słychać specyficzny sposób akcentowania, długie samogłoski, coraz więcej pojawia się form staropolskich w rodzaju imiesłowu "byłbych" , i tak to narasta poprzez Andrychów, Białą Krakowską i śląskie Bielsko (dziś połączone w jedno miasto), po Cieszyn i jeszcze dalej, aż położone w górach Istebną, Jaworzynkę i Koniaków. A także po tereny Śląska Cieszyńskiego leżące dziś w Republice Czeskiej: połowa miasta Cieszyna, Frydek, Trzyniec, Jabłonków, Śląską Ostrawę.
Bardzo częsty w pieśniach motyw podróży, wędrówki, ale po rejonach niezbyt odległych - na jarmark, do szkoły, do kościoła, do roboty itp. wiązał się z mobilnością pracowitych ludzi: drobnych rolników i kupców wędrujących na targ i innych zamieszkujących te rejony. A także wędrujących z historycznej (choć biednej) Galicji do równie historycznego i uprzemysłowionego Śląska Cieszyńskiego robotników i rzemieślników poszukujących pracy. Ziemie te leżały przecież w jednym zaborze, co spowodowało - w okresie XIX-wiecznych migracji - upodobnienie się mowy i obyczaju.
Przykładem takiej opowieści w pieśni jest historia dziewczyny, której "powiedzioł wczora chłapiec, że nie umi chlebanapiec",  a więc ta wędruje  nauczyć się pieczenia chleba poprzez następujące miejscowości: "Cieszyn, Opawa, Frydek, Morawa" - wymienianie tych miejscowości jest zresztą refrenem tej pieśni. Inny przykład to piosenka zaczynająca się od słów "Trzicet koroun w kapsie, jo cały dziwoki, jadym do Ostrawy kupować cycoki" (dla nieznających gwary tłumaczenie: "Mam trzydzieści koron w kieszeni, jestem oszołomiony, gdyż jadę do Ostrawy kupować prosięta") - po czym następuje kilkanaście zwrotek o tym, jakie przygody (głownie w gospodach) przeżywał ów kupujący. Albo piosenka o wyprawie na wojnę już w pierwszej zwrotce syntetyzująca sens wojennych przygód : "Jakżech, k..., był na wojnie, to spie...loł, k... wróg. Teraz k..., mom sztirzi (4)medale, ale k...., ni mom nóg." - dalej jest jeszcze lepiej, łącznie z opisem warty na Fiszplacu w Ołomuńcu.
Idemy i jedemy. Niech żyje wspólnota kulturowa Małopolski i Śląska Cieszyńskiego! A jo pieknie pytom, jakby kiery mioł jaką opowieść, albo pieśń, to niech napisze w komentarzu. Pyty, pyty, pyty...


sobota, 30 grudnia 2017

SZOPKA W KOŚCIELE ŚW> MARII MAGDALENY (FARA) W CIESZYNIE

Szopka bożonarodzeniowa w kościele pw. św. Marii Magdaleny w Cieszynie: strumyczek pluska, cieszyniocy tańczą, Wieża Piastowska, Rotunda, studnie Trzech Braci i św. Floriana stoją jak stały, z góry spogląda podświetlone Jezulatko. Do kompletu zabrakło mi jeszcze Cieszyńskiej Madonny i Przykopy.
https://www.youtube.com/watch?v=85tbLU4n7Cc


niedziela, 5 listopada 2017

PAMIĘĆ SZYLDÓW, NEONÓW I GABLOT


Jednym z moich ulubionych fragmentów literackich jest scena z "Sanatorium pod klepsydrą" Bruno Schulza, kiedy bohater, przyjeżdżając do tytułowego sanatorium, gdzie cofnięto o pewien interwał czas, znajduje się w mieście  i wędruje śladem półotwartych sklepów, czytając - mimo ciemności - napisy na szyldach: CONFISIRIE, MANUCURE, KING OF ENGLAND (ale te napisy pochodzą z "Ulicy Krokodyli").  
Z upływem lat moja pamięć coraz bardziej spowija mrok, ale szyldy widzę ciągle jasno. A więc przedsięwziąć należy wędrówkę po szyldach Cieszyna z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych - tak, jak je pamiętam.

ZDJĘCIE ZAŁOGI BROWARU ZAMKOWEGO



To zdjęcie wykonano z okazji 100- lecia istnienia, a więc w roku 1946. Przedstawia załogę Browaru Zamkowego w Cieszynie.Zrobione zostało na podwórzu, naprzeciw zamku, pod biurami i mieszkaniami pracowników. Rok po wojnie, wszyscy pięknie wyszykowani do zdjęcia, na którym są piwowarzy, laboranci, kierownicy, maszyniści, sekretarki, bednarze, smolarze, stolarze, kierowcy (tylko browarników brak, bo takie słowo wtedy nie istniało i istnieć nie powinno) oraz dzieci. Nic dziwnego, skoro pracownicy mieszkali na browarze, w wygodnych mieszkaniach, a także w murowanych i drewnianych domkach - mieli także tam ogródki z warzywami i owocowymi drzewami, chlewiki, kurniki i króliczoki. A na trawniku obok hali maszyn pasły się kozy. I wszędzie: na podwórkach,w hasioku, słodowniach, warzelniach, fermentacji i leżakowni, na obciągu i rampie, na smolarni bednarni, a także butelkowni - bawiły się dzieci tych mieszkańców.. Wiem to, bo w latach 1958 - 1970 mieszkałem na browarze i też się bawiłem.
W środku ksiądz. Z góry spogląda z okna mieszkania niewiadoma niewiasta.

A teraz to miejsce wygląda tak: