niedziela, 22 lutego 2015

FILUMENISTYKA

Wygrzebane przy okazji porządkowania biblioteki. Dwie etykiety zapałczane (czy ktoś pamięta jeszcze słowo "filumenistyka"?). Pierwsza z 1910 roku to zapałki Macierzy Szkolnej Śląska Cieszyńskiego, a druga - to zapałki wyborcze (???) z nieodległej Opawy.
(z: "OKO. Obyczaje. Kultura. Osobliwości", Kraków 1975, Wydawnictwo Literackie)



czwartek, 29 stycznia 2015

ŚPIEWAK ULICZNY

Jego donośny głos budził wczesnym rankiem mieszkańców ulicy Zamkowej, Stromej, Menniczej, Armii Czerwonej i placu Teatralnego. Śpiewał a capella polski bigbit z połowy lat sześćdziesiątych, a więc: "Anna Maria", "Dziwny jest ten świat", "Te opolskie dziołchy", "Znamy się tylko z widzenia", "Mówią płonie stodoła" itp. Miał dwanaście, może czternaście lat i opilśniony był - niczym Anna Csilag - czarną szczeciną gęstego zarostu. Czasami wpadła mu w oko jakaś niewiasta, wtedy jął śpiewać "Ładne oczy masz" jednocześnie się onanizując. 

ERWIN

Podobno znaleziono go koło Cieszyna zaraz po wojnie, wśród dziesiątek takich jak on - z zagubioną pamięcią. Zamieszkiwał w "Caritasie", prowadzonym przez oo. Bonifratrów. Ale często wychodził do miasta, gdzie dobrzy ludzie dawali mu parę złotych za zrzucenie węgla do piwnicy, albo wniesienie tego węgla z piwnicy na górę, albo posprzątanie, albo tak w ogóle - bez powodu.
Szczególnie lubił spacerować po parku położonym w okolicy Liceum Pielęgniarskiego, jego ręce wyciągały się wtedy w stronę w ubranych w białe fartuszki uczennic zwanych Strzykawami. "Ładna, ładna" - powtarzał, a jego palce wywijały jakiegoś dziwnego młynka.
Czasami ktoś zakrzyknął (nie ja, bo wydawało mi się to głupie): "Erwin! Meldunk!". Na co Erwin stawał na baczność i jednym tchem wyrzucał z siebie: "Unteroficiere Erwin Wija, numer sztyry, charaszo, spocznij, hajl hitla!". A Skrzykawy chichotały.

Podobno Erwin nazbierał trochę pieniędzy z tych datków i tryngli. Mieszkał w jednym pokoju w domu opieki z kilkoma takimi jak on - bez pamięci. Podobno trzymał te pieniądze pod materacem, kiedyś wrócił do pokoju i zastał swoich współlokatorów w trakcie rozpruwania materaca i demontowania łóżka. Bardzo mu się to nie spodobało, na co współlokatorzy, wzięli go i wyrzucili przez okno na kocie łby placu księdza Londzina. I tak Erwin wyzionął ducha. Było to bodaj w roku 1981.
"Bodaj", "Podobno" - ale konkretny Erwin staje mi ciągle przed oczami.   

sobota, 18 października 2014

ZABIJACZKA



Czeska spécialité de la maison, czyli weekendowa zabijaczka. Świnie kwiczą, noże błyszczą, piwo się leje, dehowa hudba rżnie i huczy, dzieci radośnie kwilą i świergoczą, pary żwawo ruszają w rytm polki. W menu: tradycyjna zabijaczkowa zupa (o ile pamiętam na krwi ubitego), świeży salceson i pasztet, krupniok albo kiszka albo kaszanka (czyli jelitko), zabijaczkowy talerz, pieczone żeberka na miodzie, golonka w piwie i wiele innych. Na deser kołacz ze strudlem. Świniobicie.

niedziela, 21 września 2014

POTRAWY

Zamek Cieszyn zorganizował wystawę o potrawach ze Śląska Cieszyńskiego. Można tam napisać kredą na tablicy, jakie potrawy ze Śląska Cieszyńskiego się lubi, a jakie nie. No to ja piszę na blogu (bo chwilowo nie ma mnie w Cieszynie):
Lubię:
- princki (czyli Prince Polo, choć to już nie to co kiedyś, ale nadal dobre) 

- roladę (dla tych z Kongresówki: zrazy zawijane,z tym, że u nas podaje się to z kluskami śląskimi, anie jak u was - z kaszą);
- smażony ser z kminkiem (robiony z białego sera, który zgliwiał): 
- cieszyńskie kanapki ze śledziem albo z szynką albo z sałatką (w ogóle wyroby cieszyńskiego Społem są świetne):
- chleb od Hojdysza;
- kołaczyka z serem lub z borówkami (nigdy z jagodami);
- cieszyńską wuzetkę;
- cieszyńskiego sztrudla, 
schabowy po cieszyńsku (roklepywanego - podobnie jak cygara na Kubie są zawijane - na udach cieszyńskich paniczek); 
Piwo Brackie 
i miodunkę.
Nie lubię tylko placków z wyrzoskami. 

sobota, 16 sierpnia 2014

Sztramberk



Święty (a może nawet sam Pan Jezus?) tuli się do piersi wąsatego rycerza. 
To cudo znajduje się 70 km od granicy z Polską, w Beskidzie Śląsko- Morawskim graniczącym z Księstwem Cieszyńskim.
Wszędzie pieką uszy. Chodzą po wzgórzach, z których największe zdobi rura (Truba) czyli wieża średniowiecznego zamku, spod którego można zobaczyć Wałaskie Królestwo, które zasiedlili przybysze z Wołosczyzny wędrujący Karpatami, aż pod skraj Moraw, zmieniając po drodze wiarę, od prawosławia po luteranizm i przynosząc ze sobą opiekuńcze bóstwa domostw, z których najbardziej znane są Bożatka. Wymyślili też kłobuki, czyli zbójeckie kapelusze, tak więc najbardziej znanym Wołochem jest Rumcajs spod Jiczina.
Mieszkają w drewnianych domach na kamiennych podmurówkach. Domy te stoją na brukowanych kamieniami ulicach. Zażywają kąpieli piwnych. Obcy szybko zgubi się pośród pozornie prostych ulic, bo tam, gdzie wydaje się, że trzeba iść do góry, to właśnie należy iść w dół, a gdzie w lewo - to w prawo. Ale miejscowi z cierpliwością godną postaci z "Zamku" Kafki wyjaśnią zabłąkanemu wędrowcowi kawałek logiki Sztramberku. 

Nieaktualne pomniki w Parku Pokoju w Cieszynie czyli Traktat o manekinach

Niedzielne popołudnie. Walc Straussa z gramofonu. Cesarzowi Józefowi ukradziono patent tolerancyjny. Św. Nepomucen tuli do piersi Jezusa bez głowy, bezręki i oślepiony szlachcic stoi pod murem, a roztrzaskane oblicze Franciszka Józefa dzieli się z nami stuletnim smutkiem. Żywi liżą lody, matki krzyczą na dzieci.